Przedstawiamy drugi z trzech artykułów napisanych w 1985 roku przez Oskara Kupscha dla czasopisma Crossener Heimatgrüße po wizycie w Polsce.
Kościół wewnątrz bardzo się zmienił – fragmenty starych tablic nagrobnych – drzewa na drodze
W drugim dniu naszego pobytu w Schwiebus pod koniec sierpnia 1985 pojechaliśmy rano dwoma taksówkami do Deutsch-Nettkow. Za rozwidleniem dróg na dworzec kolejowy Rädnitzer obudziliśmy w pamięci widoki jezior Katzel, Reiher i Pfarr.
Bindow zobaczyliśmy prawie tak jak kiedyś, tylko brakuje gospody z piękną dużą salą do tańczenia. Weszliśmy wkrótce na wał odrzański. Łuk rzeki sprawia tutaj, że można daleko patrzeć w górę i w dół. Ze względu na panującą powódź Odra wydawała się szczególnie szeroka i rwąca. Widzieliśmy kilka gęsi na przeciwko bindowskiej wyspy na rzece, a na wale i w miejscowości żadnych Polaków. Następnie udaliśmy się do Deutsch-Nettkow. Tam skręciliśmy najpierw do kościoła. Mieliśmy szczęście. Podczas naszego fotografowania, przyszedł proboszcz i otworzył kościół. Wnętrze zawiodło nas, bo nie ma już tam znajomych elementów wyposażenia. Kościół wydawało nam się nagi i pusty. Brakowało nam bocznych chórów i ołtarza, chrzcielnicy i wiele małych rzeczy, które kiedyś zdobiły wnętrze. Odprawiliśmy w krośnieńską drogę taksówkarza, a późnym popołudniem tak jak było obiecane miał nas odebrać autobus. Mój nowy polski przyjaciel z poprzedniego dnia dotrzymał słowa. Trzy rowery były przygotowane. Ale druga połowa naszej grupy także chciała jechać na rowerach. Nasz uprzejmy Polak obiecał zrobić co tylko będzie możliwe. Poszedł i rzeczywiście wrócił z trzema innymi rowery, co było z pewnością nie lada wyczynem, ponieważ brakowało materiałów do napraw i wiele rowerów było uszkodzonych. W międzyczasie jego matka podała herbatę a on szukał coś dla nas. W dwóch grupach po trzy osoby udaliśmy się na wycieczkę rozpoznawczą. Na cmentarzu, gdzie kiedyś były niemieckie groby znaleźliśmy gąszcz topoli, brzóz i akacji. Fragmenty grobów i ciężkich płyt przypomina dawny cel tego miejsca. Ale widzieliśmy wiele nowych polskich grobów. Podczas czytania napisów, zauważyliśmy, że większość pochowanych osób osiągnęła tylko średni wiek. Następnie pojechaliśmy na plac przed dworem, na którym niegdyś w cieniu kasztanów odbywały się duże imprezy i imprezy szkolne. Zwracamy uwagę, że wcześniej stale używany wjazd do dworu jest prawie całkowicie zarośnięte i że nie ma już budynków za dworem. Wiele krzewów przeszkadzało nam w patrzeniu na dwór. Pojechaliśmy poprzecznymi uliczkami za Ziegengasse do wiejskiej drogi przy boisku sportowym. Chcieliśmy do Schafbrücke, ale to było za trudne znaleźć tą szczególną drogę. Udało nam się jednak, a następnie stanęliśmy na wale. Powódź i wiele wysokich drzew utrudniało nam odnajdywanie miejsc, gdzie kiedyś pływaliśmy na snopie trzciny związanej sznurem, oglądaliśmy ryby z drewnianego mostu i z wału pomagaliśmy za pomocą kijami i kamieniami bronić , „naszego terenu” przed intruzami z Klein-Blumberg. Wałem pojechaliśmy w kierunku mostu kolejowego. Jazda nie było łatwa ze względu na wysoką trawę i brak ścieżki. Na „zakręcie” zatrzymaliśmy się i spojrzeliśmy na zalane łąki i rzekę po drugiej stronie wału. Jako kolejny cel ustaliliśmy miejsce promu i Badebuhne (kąpielisko) niemieckiej wiejskiej młodzieży. Na Badebuhne musieliśmy pchać rowery bo taka była wysoka i gruba trawa. Jako starych przyjaciół przywitały nas dęby u stóp wału. Na miejscu Fährhaus i przeprawy promowej nic nie znaleźliśmy. Wróciliśmy i odkryliśmy wiśniowe drzewo na posesji Fährhaus. Przeprawa promowa, tak stwierdziliśmy, oczywiście nie jest już wykorzystywana. Pojechaliśmy rowerami stamtąd w stronę wsi i skręciliśmy w „leśną drogę”, żeby odwiedzić nasze cztery hektary łąki, gdzie jako dzieci podczas sianokosów straciliśmy kilka kropel potu. Na początku jechaliśmy drogą która po krótkim czasie stała się nie przejezdna. Gęste na wysokości piersi wrotycze pospolite i skołtunione trawy sugerują, że nie jest już wykorzystywana od długich lat przez pojazdy. Podobny obraz zobaczyliśmy po obu stronach łąki, gdzie były wielkie kępy ostu. Wróciliśmy „leśną drogą” z powrotem do „przełomu”. W tym stawie bawiliśmy się jako dzieci i pilnowaliśmy gęsi. Jako nastolatek przyjeżdżałem tu krowim wozem i poiłem zwierzęta. Można było jeszcze dostrzec wjazd i wyjazd ale nic nie wskazywało, że może być nadal używany jak dawniej. Staw wydawał nam się przez otaczające go drzewa i krzewy, że teraz jest mniejszy niż wcześniej. Na stacji gdzie poszliśmy, zmieniło się bardzo niewiele, bez śladów upływających lat. Poczekalnia, pokój obsługi, jak również inne budynki i wyposażenie było nie zmienione. Zanim wróciliśmy do wsi, widzieliśmy po prawej, że nie ma już budynku zamku w kształcie litery U. Masywna konstrukcja, prawdopodobnie z 16 lub 17 wieku, początkowo służyła jako browar. Podkreślał znaczenie Deutsch-Nettkow w wcześniejszych latach. Wędrowaliśmy przez wieś w różnych kierunkach. Co nie zobaczyliśmy w tym dniu, to wybraliśmy się tam następnego dnia. Odwiedziliśmy także pola „Im Akel” i przeszliśmy drogą do Rollmuhle wzdłuż wału jazu i młyńskiego potoku. Nawet w dniu naszej podróży powrotnej spędziliśmy kilka godzin w Deutsch-Nettkow., który poświęciliśmy głównie Polakom, z którymi w krótkim czasie nawiązaliśmy kontakt. O nich zostanie opowiedziane w innym artykule. Podsumowując wycieczkę po rodzinnej wsi to choć pierwsze wrażenia boli, ale te uczucia są z czasem coraz częściej zastępowane przez powracające młodzieńcze wspomnienia.
Tłumaczenie Adam i Janusz