mar 272017
 

Gazeta Lubuska

Przeglądając gazety wyszukaliśmy artykuły, w których pojawiały się często wzmianki, a czasem i i całe artykuły opisujące, co działo się w naszych miejscowościach. Niektóre artykuły cytujemy w całości, a z niektórych wzmianek wybraliśmy informacje będące dziś niejako kroniką. Artykuły te pochodzą z Gazety Lubuskiej (od 01.01.1950 do 05.08.1950) oraz Gazety Zielonogórskiej (od 06.08.1950 do 30.06.1975) będących organem wydawniczym Komitetu Wojewódzkiego Polskiej Zjednoczonej Partii Robotniczej.

7 styczeń – Zakończenie rejestru rezerw osobowych w powiecie Krosno

W ramach rejestracji rezerw osobowych mężczyzn urodzonych w latach 1905-1918 zamieszkałych w pow. Krośnieńskim, Wojskowa Komisja Rejestracyjna odbyła spisy, przyjeżdżając do wyznaczonych punktów spisowych w gminach i miastach, gdzie dokonywano rejestracji. (…) Do najlepiej zorganizowanych punktów rejestracji należy zaliczyć m.in. gminę Nietkowice. Gmina Maszewo wykazała się zrozumieniem potrzeb komisji, gdzie czynny udział wzięło miejscowe koło Ligi Kobiet dając dobry przykład koleżankom z koła w Bytnicy i Nietkowicach, które nie wykazały żadnej żywotności, zainteresowania ani współpracy. Gmina Nietkowice zamykała objazd Komisji po pow. Krosno. W dniu jej wyjazdu Podstawowa Organizacja Partyjna PZPR, ZS oraz Zarząd Gminny w osobach tow. wójta Sobkowiaka, sekr. gm. PZPR Zabłockiego, sekr. ZS ob. Łonia, żegnali Komisję w imieniu gm. Nietkowice oraz pow. Krosno, w prostych słowach dając wyraz chęci współpracy oraz serdecznego ustosunkowania się mas ludowych do Odrodzonego Wojska Polski Ludowej. (Jn)

8 czerwiec – Zorganizować w Gm. Nietkowice koło Samopomocy Chłopskiej

Gromada Brzezie w gminie Nietkowice pow. Krosno, jest chyba jedną gromadą nie posiadającą Gromadzkiego Koła Samopomocy Chłopskiej. Były już wprawdzie próby zawiązania Koła SCh, spełzły one jednak na niczym. Kilkakrotnie odbywały się zebrania gromadzkie, na których przewodniczący GRN tow. Józef Szczepiła oraz sekretarz Gminnego Zarządu ZSCh wygłaszali referaty omawiające znaczenie ZSCh na wsi – jednak nic nie zdołało „rozruszać” mieszkańców tej gromady. Drugą bolączką, która nurtuje mieszkańców gm. Nietkowice jest biurokracja i brak kolektywnej pracy w Gm. Zarz. ZSCh. Są wypadki, że pisma wpływające do Zarządu leżą nieraz po kilka lub kilkanaście dni, zanim nabiorą „mocy urzędowej”. Prezes Gminnego Zarz. ob. Jan Mesjasz mało interesuje się pracą ZSCh i wszelkie sprawy składa na barki sekretarza Henryka Packa, który nie może podołać swoim obowiązkom. Na przykład: nie rozprowadzono dotychczas znaczków i legitymacji ZSCh, które leżą na biurku sekretarza od 12 kwietnia br. mimo, że mieszkańcy gm. Nietkowice czekają na wydanie im legitymacji, chcą bowiem opłacać składki. Wydaje się nam, że kompetentne władze winny bliżej zainteresować się gm. Nietkowice i uzdrowić stosunki w miejscowym ZSCh. (Stanisław Wasilewski – korespondent wiejski)

15 czerwiec – Pożar lasu w gminie Nietkowice

Z nieustalonych przyczyn wybuchł w ubiegłym tygodniu pożar państwowego lasu w Gm. Nietkowice. Pożar rozprzestrzenił się bardzo szybko i gdyby nie natychmiastowa pomoc Ochotniczej Straży Pożarnej ze wsi Sycowice, która natychmiast przystąpiła do akcji ratowniczej, pożar wyrządziłby olbrzymie straty. (Wasilewski – korespondent wiejski)

OSP Sycowice (zdjęcie ze zbiorów Zdzisława Kociemby)

mar 212017
 

Walery Kozłow: Korespondent wiejski

Przedstawiamy artykuł opublikowany w Gazecie Zielonogórskiej 13 września 1952 roku opowiadający o malarzu z Nietkowic. Może ktoś go sobie jeszcze przypomina, a może zechce uzupełnić o inne informacje np. w którym domu mieszkał ten artysta.

W małym ogródku otaczającym domek malarza Kozłowa w Nietkowicach mienią się w słońcu różnobarwne kwiaty. Wokół domu panuje niezmącona niczym cisza wrześniowego popołudnia. Zaglądamy przez otwarte okno do wnętrza. Niewielka pracownia malarska pełna jest wiszących i leżących olejnych płócien – gotowych już i takich, które czekają jeszcze ostatniego pociągnięcia pędzlem.

Na pierwszym planie na sztalugach widzimy obraz olejny, który od razu przyciąga naszą uwagę. Zatytułowany jest „Korespondent wiejski”. I zanim jeszcze witamy się z nadchodzącym na nasze spotkanie starszym, o pogodnym spojrzeniu człowiekiem – wiemy już, że Walery Kozłow, to artysta-malarz, który żyje duchem naszej teraźniejszości i którego twórczość poszła w tym jedynym właściwym dla artysty kierunku – w kierunku realizmu socjalistycznego.

Zaproszeni do wnętrza małego domku, obwieszonego dosłownie od podłóg aż po stropy obrazami, z ciekawością śledzimy przebieg 25-letniej twórczości artystycznej Walerego Kozłowa.

W Akademii Sztuk Pięknych w Krakowie byłem uczniem Ksawerego Dunikowskiego” – mówi Walery Kozłow, obejmując spojrzeniem niewielką fotografię, która przedstawia go u boku znakomitego polskiego rzeźbiarza. „Byłem wtedy młody i miałem dużo zapału do pracy. Ale nie wszystko poszło po mojej myśli. Z rzeźby przerzuciłem się na plastykę. Zacząłem pracować w teatrach jako projektodawca i wykonawca dekoracji. Nie zawsze zgadzałem się z kolegami malarzami, którzy o owych latach międzywojennych wpadli w formalizm. Byłem i jestem zdania, że sztuka, która nie odzwierciedla najistotniejszych przejawów życia – jest martwa, a tym samym nie może przemówić do człowieka.

Dzisiaj nie potrzebuję wyszukiwać jakichś fantazyjnych tematów do mych obrazów. Nasuwa mi je samo życie. W mej twórczości obecnej czuję się mocno związany z gorąco pulsującym życiem naszej wsi i szczęśliwy jestem, że przejawy tego życia potrafię utrwalać na płótnie, że tematy moich obrazów mówią o wkładzie człowieka do wielkiego dzieła, jakim jest walka o pokój”.

Walery Kozłow uśmiecha się pogodnie, a w tym uśmiechu kryje się wiele zadowolenia człowieka, który potrafił zrzucić z siebie balast, jakim niewątpliwie obarczyła jego twórczość malarską epoka lat międzywojennych – i stać się malarzem tworzącym o ludzie i dla ludu. Obok wspomnianego już „Korespondenta wiejskiego” szereg obrazów świadczy o realistycznym podejściu Walerego Kozłowa do życia i sztuki: „Kuźnia GOM-u w Nietkowicach”, „Przedszkole” i „Biblioteka Gminna”.

Projektuję obecnie cykl obrazów pt. „Spółdzielnia produkcyjna”. Natchnieniem do tego projektu jest dla mnie referat wygłoszony przez towarzysza Biureta na VII Plenum KC PZPR. Żałuję, że nie zdążyłem tego zrobić na obecną V wystawę plastyków Ziemi Lubuskiej, ale taki cykl malarski wymaga wielu studiów i pracy”.

Walery Kozłow zamyśla się i widać, że chciałby się nam z czegoś zwierzyć. „Wielokrotnie zgłaszałem swoje usługi w Wydziale Kultury WRN w Zielonej Górze. Chętnie podjąłbym się dekoracji świetlic. Mieszkam tu samotnie i moja praca daje mi dużo zadowolenia, ale chciałbym wyjść z tej samotni między ludzi. Projektowałem sobie także, że może znajdę wśród młodzieży szkolnej uzdolnionych chłopców i dziewczęta, które będę mógł uczyć „pierwszych kroków” w sztuce malarskiej i scenograficznej. Ale jakoś te wszystkie moje propozycje nie znalazły do tej pory oddźwięku w Wojewódzkim Wydziale Kultury”.

J.K.

mar 132017
 

Tadeusz Antkowski

Przedstawiamy artykuł opublikowany w Gazecie Zielonogórskiej 10 sierpnia 1959 roku. Przedstawia pokrótce sylwetkę Tadeusza Antkowskiego, którego na pewno pamiętają starsi mieszkańcy Pomorska.

Co robi emerytowany nauczyciel dobiegający siedemdziesiątki? Najczęściej w zaciszu domowym segreguje wspomnienia, odpoczywa. Gdyby tak spisać wszystkie dzienne sprawy Tadeusza Antkowskiego, z pewnością ten i ów kiwnąłby głową z powątpiewaniem. Ale cóż, zdarza się, że siwe skronie nie są w stanie ostudzić gorącości wewnętrznej, która rodzi potrzebą czynu. Nawet gdy zdrowie zostało zrujnowane w hitlerowskiej kaźni, znanym Forcie VII.

Długoletni kierownik szkoły w Pomorsku, człowiek o wielkim doświadczeniu życiowym zna wszystkich w swojej wsi. Jest dumny z zastępów młodych nauczycieli i dwóch inżynierów, których uczył ABC w swojej szkole. Z dawnymi uczniami, dziś chłopami pod wąsem i uczennicami, dziś matkami dzieci, łączą go dalej serdeczne więzy. W systemie wychowawczym p. Antkowskiego inaczej być nie może. Swą dzisiejszą funkcję kierownika Biblioteki Gromadzkiej uważa za dalszy ciąg edukacji. Z tym, że dziś kładzie główny nacisk na oświatę rolniczą i sanitarną. W zimie czytelnia przekształca się w salę wykładową. W tym roku na wykłady przychodziło przeszło 80 osób. Szczęśliwie się składa, że kierownik Antkowski posiada dużą wiedzę z dziedziny rolnictwa i hodowli. Ale sama wiedza bez umiejętności przekonania, bez porwania przykładem dałaby rezultaty połowiczne.

– Mówił pan przewodniczący Lembas, że za mało drzew owocowych rośnie na Ziemi Lubuskiej. W zeszłym roku Pomorsko zasadziło 300 drzewek, w tym roku posadzimy jeszcze więcej. Sprowadzam je ze szkółki w Opalenicy. Ludzie się przekonali… Przekonali się także, że trzeba u nas siać wcześniej, wtedy zbiory lepsze…

Teraz spostrzegłam na ścianie rysunek z siewnikiem i dwuwierszem: „Kto zawczasu sieje, ten się w lecie z drugich śmieje”.

Może ktoś powie, że to trochę dziwny argument, ale staremu nauczycielowi przykro było, że jego wychowanki wychodząc za mąż nie mają pierza na wyprawę. Zachęcał, pomagał i dziś 200 gęgających stworzeń bieleje wśród pomorskich opłotków.

Jak to się stało, że na 353 mieszkańców wsi jest aż 202 czytelników książek? Dzieci same wybierają sobie książki z półek. Przyszłym matkom bibliotekarz sam dostarcza książki z dziedziny higieny i pielęgnacji niemowląt. Ponieważ Antkowski prowadzi (bezinteresownie) apteczkę z lekarstwami dla zwierząt – kontakt z chłopami nie ustaje.

Dziwny człowiek – powie niejeden. Były żołnierz spod Verdun szpera w starych książkach, spisuje historię swojej wsi, pisze o bocianach (jego hobby to właśnie bociany). Cieszy się, że już wapno lasują i Pomorsko będzie miało świetlicę jak się patrzy. Cieszą go książki, które zakupił ostatnio za 4 tysiące złotych i właśnie wypisuje im na świeżo oprawionych grzbietach nowe sygnatury. Dziwny? Raczej tylko młodszy sercem od swych rówieśników.

mar 052017
 

Kurt Kupsch

Przedstawiamy krótką biografię Kurta Kupscha, który dzięki wielu swoim artykułom przybliżył nam historię naszych miejscowości.
Kurt Kupsch urodził się 11 kwietnia 1918 roku w Groß-Blumberg nad Odrą w domu numer 57 a obecnie zamieskałym przez Państwa Szarota. Został ochrzczony w ówczesnym Kościele Ewangelickim. Po nauce w szkole podstawowej pracował przez kilka lat w gospodarstwie zanim ukończył kurs żeglugi po Odrze, a następnie został zatrudniony jako marynarz w Śląskiej Dampferkompanie. W 1938 roku został powołany do służby w RAD. Po wybuchu II wojny światowej, od 1939 służył jako strzelec w lotnictwie aż w 1940 roku został zestrzelony w bombowcu nad Wielką Brytanię.
Po sześciu latach niewoli wrócił do pływania na barkach. Gdy jego statek cumował w 1949 roku na Küstenkanal w Esterwegen to Kurt Kupsch poszedł na festyn myśliwski do pobliskiego Neuvrees i wtedy poznał tam swoją przyszłą żonę Katharinę Brinkmann. W 1950 para pobrała się i zamieszkała w Friesoythe. Mał
żeństwu urodził się syn. Kurt Kupsch pływał dalej jako kapitan na barkach i transportował głównie rudę żelaza i węgiel z Rotterdamu do Zagłębia Ruhry i z powrotem. W 1963 roku zrezygnował z żeglugi i rozpoczął pracę w urzędzie gminy w Fiesoythe oraz dalej się kształcił w szkole zarządzania administracyjnego w Oldenburgu. Do czasu przejścia na emeryturę w 1981 roku Kurt Kupsch pracował w różnych działach administracji miasta, ale najdłużej w wydziale budownictwa.
W Friesoythe Kurt Kupsch zaangażował się także w kościele protestanckim, gdzie przez wiele lat jako wolontariusz działał w radzie parafialnej. Interesował się też swoim rodzinnym Groß-Blumberg. Napisał książkę o żegludze na Odrze, która wywołała wielkie zainteresowanie.
Po tym jak jego żona zmarła w 1998 roku, Kurt Kupsch spędzał emeryturę sam w Friesoythe. Jednak nuda nie była mu znana. Nawet mając 90 lat jeszcze regularne robił wycieczki po okolicy za kierownicą swojego samochodu. Zmarł w 2009 roku w wieku 91 lat pozostawiając po sobie bogata spuściznę historyczną części powiatu Crossen.

Adam

Translate »