Od lewej Jadwiga Orzeszko, Zofia Tatarynowicz, Tomasz Siegień z Leonem Orzeszko na kolanach i Jan Orzeszko
Okupację niemiecką nie wspominam źle. Mieliśmy swoje małe gospodarstwo, to mleko i mąkę mieliśmy swoją. Była norma nałożona przez Niemców, że mogliśmy miesięcznie tylko 50 kg mąki zmielić. Świń też nie wolno było bić. Do tego każdy w ogrodzie musiał mieć wykopany okop(schron), gdzie jedną stroną się wchodziło a drugą wychodziło. Niemcy przychodzili i sprawdzali czy ludzie mają wykopane okopy. Ojciec do okopu zaniósł nawet poduszki i kołdry. Nigdy jednak nikt z tego schronu nie skorzystał.
Mimo zakazu mój ojciec z bratem postanowili jednak zabić naszą świnię. Nie było to takie proste, bo po ulicach chodziła non stop żandarmeria i szybko by usłyszał zabijaną świnię. Dlatego pod wieczór mnie wysłali na ulicę, żebym stała na czatach. Żandarmów było z daleka słychać, bo mieli metalowymi gwoździami podkute buty. Natomiast ojciec z bratem poszli do chlewa zabić świniaka. Nie wiedzieli jednak jak to zrobić, żeby świnia nie piszczała. Nabrali trochę do worka mąki i naciągnęli świni na głowę tak, że zaczęła się dusić tą mąką a oni dźgali ją nożem. I tak ją zabili. Potem był problem jak tą świnię sparzyć. Gotowali w kuchni wodę i po trochę ją parzyli i kroili na kawałki. To było dla nas dziwne, bo my zawsze opalaliśmy świnie. A ja przez prawie całą noc stałam na czatach na ulicy.
Za drugim razem jak zabili świnię to wzięli ją na wóz i zawieźli do lasu, i tam opalili ją w lesie. Wtedy to była już po naszemu przyrządzona świnia. Opalona i oskrobana. Niestety wtedy wynikły inne problemy, bo klacz miała źrebaka i sama wróciła z lasu do stajni, żeby nakarmić go mlekiem. Myśleliśmy z matką, że Niemcy ich złapali i zabili.
Polaków też Niemcy zabijali. Pamiętam, była taka pani Jadczakowa, żona sierżanta, której męża zabrali Ruscy w 1939 roku. Natomiast jej córka była u Niemców tłumaczką. Niemcy zrobili takie niby getto w Baranowiczach i tam zabrali panią Jadczakową i rozstrzelali. Nie pomogło nawet wstawiennictwo córki. Rosjanie wywozili wyższe sfery na Sybir a Niemcy rozstrzeliwali.
Partyzantka w naszej okolicy była bardzo aktywna. Nas osobiście to zbytnio nie dotyczyło, bo partyzanci do miasta rzadko się zapuszczali ale ludzie na wsiach to przez partyzantów się nacierpieli.
W mieście była też szubienica, gdzie wieszano publicznie ludzi. Pamiętam pewnego razu jak po mieście chodzili Niemcy i wołali, że wszyscy mają wyjść z domów, bo będzie publiczna egzekucja. Myśmy byli pełni strachu, że chcą nas zabić. Okazało się, że Niemcy na wsi złapali dwóch chłopów za pomoc partyzantom i zaprowadzili ich na szubienicę. Stał tam Niemiec w białym ubraniu, który ich powiesił. Przed egzekucją pozwolił im jeszcze powiedzieć ostatnie słowo. Jeden powiedział jestem niewinny a wszedłem do lasu, żeby zrobić miotłę z brzozowych gałązek. Drugi też mówił, że jest niewinny. Wisieli tak na szubienicy 3 dni, aż się zrobili sini. Ludzie zaczęli mówić, że wybuchnie zaraza. Wtedy Niemcy zagonili kilku chłopów, żeby ich za miastem pochowali.
Pamiętam też taką sytuację, gdy szłam na pole a Niemcy z trupimi czaszkami na czapkach, czyli SS, śmieją się, wygłupiają i leżą po rowach, żeby schronić się przed słońcem. A za mną szedł taki ułomny mężczyzna. Miał może z 40 lat. Sam do siebie mówił. Bałam się go trochę i zatrzymałam się z boku aż mnie wyprzedzi i pierwszy wyjdzie na drogę. Wyprzedził mnie i jak na szosie mijał SS-manów to wziął kamienie i zaczął w nich rzucać. Wszyscy Niemcy powstawali, szybko go złapali i ręce mu wykręcili do tyłu. Zaraz też podjechało niemieckie auto, wsadzili go do niego, zawieźli do lasu i tam zastrzelili. Po co on rzucał w nich tymi kamieniami? Ja przeszłam spokojnie zaraz po nim i mi Niemcy nic nie zrobili.
Najgorzej mieli na wsi ludzie, którzy mieszkali blisko torów. Raz partyzanci podłożyli bomby pod tory i wysadzili pociąg. Niemcy w odwecie zgonili ludzi mieszkających przy torach do stodoły, oblali benzyną i żywcem spalili. Zginęli wtedy niewinni ludzie.
Była też wyznaczona godzina policyjna. Często były też nocne kontrole. Wchodzili do domu, a jak ktoś długo nie otwierał to wywarzali drzwi. Robili rewizję i liczyli domowników.
W najgorszej sytuacji pod okupacją hitlerowską byli Żydzi.
Pamiętam, że mieliśmy takiego sąsiada Żyda co się nazywał Pupko, który uczył nas niemieckiego w szkole ale później go zabito. Do naszego miasta przybyło też wielu Żydów z Łodzi i Warszawy, którzy uciekli w 1939 roku. Ich Niemcy w Lachowiczach też zabili, a myśmy po nich bardzo płakali, bo byli to wykształceni ludzie, nierzadko profesorowie. W mieście było pięć Bożnic żydowskich i wszystkie napełniły się tymi żydowskimi uchodźcami. Pewnego razu naszą ulicą szedł tłum Żydów, którzy szli na łąki i pola za miejscowością, gdzie mieli nadzieję się schronić. Jednak po pewnym czasie patrzymy a Ci Żydzi wracają z powrotem. Jeszcze byli nie ograbieni, mieli złoto i kosztowności przy sobie, ładnie poubierani. Przeczuwali, że Niemcy chcą się z nimi rozprawić, bo do napotkanych ludzi mówili weź moje dziecko. Niektórzy myśleli, że ich Niemcy gdzieś na roboty wywiozą.
W Lachowiczach przed wojną było około 9 tysięcy Żydów. Założono getto dla Żydów. Getto było to kilka domów ogrodzone drutem kolczastym ale nie pod napięciem. Tam umieszczano wszystkich Żydów z miasta. Żydów z getta goniono do pracy przy budowie drogi. Była budka strażnicza przy wyjściu z getta. Żydzi tam strasznie głodowali i gdy szli do roboty to wymieniali się z polską ludnością mosiężnymi łyżkami czy prześcieradłami na jedzenie. W tej budce strażnicy obmacywali Żydów, robili im rewizje i zabierali rzeczy, które chcieli wymienić na jedzenie. Do tego budka służyła jako miejsce, gdzie Żydów bito za to, że chcieli się wymieniać.
W sumie były trzy pogromy Żydów. Gdy pierwszy raz bili Żydów to Niemcy okrążyli miasto a nam Polakom powiedziano, żebyśmy w tym dniu nie szli do szkoły, bo będą bili Żydów. Natomiast za miastem były okopy i pogonili tam kilkudziesięciu Polaków, żeby je wyczyścili i pogłębili. Mój starszy brat bardzo nie chciał iść kopać to schował się przed Niemcami pod łóżkiem. Zgonili Żydów do parku, w którym Rosjanie, gdy weszli do Polski w 1939 roku postawili duży pomnik Lenina. Jednak Niemcy później łańcuchami owinęli ten pomnik, zapięli czołg i przewrócili Lenina. Podczas tego pogromu okazało się, że nie mordowali ich Niemcy. Zapytałam się pewnego Niemca czy to oni strzelają – Deutsche Soldaten? a on odpowiedział Nein – Litwini. Niemcy byli w szarych mundurach a Litwini mieli zielone. Później ustawiali Żydów w czwórki, kazali chwycić się pod ręce i tak szli pod strażą litewskich żołnierzy nad te okopy za miastem. Wtedy wszyscy zrozumieli co się szykuje. Żydzi też wtedy się zorientowali co ich czeka. Próbowali przekupić Niemców pieniędzmi. Niektórzy ze strachu wpadali w obłęd i rwali włosy. Masakry dokonano karabinami maszynowymi. Zabito około 3 tysięcy Żydów. Zginął między innymi Rabin z pięciorgiem dzieci, lekarz Zimmermana, nauczyciele i wielu innych znanych nam osobistości.
Ciała wrzucono do tych pogłębionych okopów i przysypano niewielką warstwą ziemi. Na wiosnę gdy mrozy puściły te doły aż się ruszały od rozkładających się ciał. Ziemia falowała jak morze. Niemcy znowu zgonili Polaków, żeby nasypać więcej ziemi na mogiły, bo bali się epidemii. (pierwszy pogrom Żydów był 28 października 1941 roku).
Następny pogrom był w lecie 1942 roku. Gdy zbliżała się druga masakra to Żydzi sami podpalili domy w getcie i zaczęli powstanie. Wiał mocny wiatr i padał deszcz. Płonące duże kawałki domów z getta leciały na okoliczne domy w tym nasz. Wieczorem jak się ściemniło Żydzi przecięli druty i może nawet z 1000 Żydów uciekło do lasu. Reszta, która nie uciekła została zabita. Wielu też spłonęło w domach.
Któregoś dnia po drugim pogromie Żydów patrzymy idą lekarze – Żyd i Żydówka – niosą całą torbę biżuterii i złota. Nagle przy naszym domu, pod naszymi oknami zatrzymał ich Niemiec. Żydzi dali mu torbę złota za to, żeby ich nie zabijał. Nie wiem co się z nimi stało ale wątpię, żeby przeżyli wojnę.
Był też żydowski kowal, który miał piękny nieduży domek i zawsze był uczynny dla wszystkich. To konia podkuł, to obręcze do kół od woza zrobił. Podczas pierwszego pogromu Żydów kowal zdołał się ukryć. Niestety jego żonę i córkę zabili podczas masakry. Potem jednak Niemcy szukali ukrywających się Żydów i kowala także złapali. To był straszny widok jak go prowadzili. Trzymał się płota i nie chciał iść z nimi. Bili go przy tym a on krzyczał i piszczał matka moja matka, matka moja matka a Niemcy okładali go kolbami po plecach.
Do nas przychodził taki złodziej-Żyd i płakał, że mu całą rodzinę już zabili. Chciał, żeby go też już zabili. Czasami matka mu jeść dawała. Później Żyd dostał się do getta i mama nosiła mu trochę mąki wieczorami. Podawała mu ją pod drutami. Ostatni trzeci pogrom był w 1943 i w tym czasie też zlikwidowano getto.
Adam
-
-
Od góry od lewej: Kazimierz Tatarynowicz, Tomasz Siegień, Jan Orzeszko, Józefa Tatarynowicz (z domu Żyża), Anna Siegień, Jadwiga Orzeszko, Zofia Tatarynowicz, Leon Orzeszko, Danuta Tatarynowicz, Czesław Orzeszko, Władysław Orzeszko
-
-
Od lewej Jadwiga Orzeszko, Zofia Tatarynowicz, Tomasz Siegień z Leonem Orzeszko na kolanach i Jan Orzeszko
-
-
Brody – ślub Zofii Siegień i Kazimierza Tatarynowicza (dziadkowie pani Ani Korszun)