Po półrocznej przerwie wracamy do publikacji. Może nie będą one z tygodniową częstotliwością jak kiedyś ale niech nie zmyli Was nasz letarg. To jest nasza Pasja a najważniejsze są jednk nasze rodziny i to im poświęcamy czas. Działamy, może poza kulisami ale ciągle „do przodu”.
W Archiwum Państwowym w Zielonej Górze wyszukaliśmy kolejne wspomnienia osadnika wojskowego, tym razem z Nietkowic. Wielka siła Facebooka spowodowła, że mamy zdjęcia od wnuka ów osadnika i mamy ciekawy artykuł z najbardziej mrocznych (według nas) lat 1945-46.
Ogłoziński Władysław s. Stefana, ur. 28.VIII.1921 w Niewierszyn, II Armia 75PAPL (kanonier)
Relacja kombatancka: Organizacja osadnictwa wojskowego przez wydzielony oddział 75 PAL.II-j AWP. w Lesznie WLKp. w pow. Krośnieńskim n/O – w Nietkowicach, Brodach, Bródkach i Pomorsku.
Wspomnienia z przebiegu organizowania osadnictwa wojskowego
Po zakończeniu działań wojennych nasza jednostka wojskowa została wycofana z Niemiec na garnoizon do miejscowości Leszno Wlkp. W miesiącu czerwcu 1945r. wydzielony został z pułku osobny oddział, do którego i ja należałem z zadaniem organizowania osadnictwa wosjkowego na Ziemiach Odzyskanych. Oddział liczył około 30 osób, a dowódcą jego był ppor. Szlapiński. Wyjechaliśmy w te okolice, gdzie jednostka nasza była formowana /Garwolin, Ryki, Dęblin i okolice/, gdyż każdy z żołnierze miał tam rodzinę i znajomych, wśród których rozpoczęliśmy agitację do wyjazdu, opowiadając o tym co sami widzieliśmy nad Odrą i Nysą i czego dowiedzieliśmy się od naszych przełożonych o przyszłości osadnictwa na tych ziemiach. W ciągu tygodnia zebraliśmy około setki osób chętnych do wyjazdu /sam zabrałem ze sobą mojego ojca z Dęblina/ z tym, że w każdej rodziny jechała przeważnie tylko jedna osoba z workiem lub drewnianą walizką, aby jak mówili zobaczyć jak to jest naprawdę na tych Ziemiach Odzyskanych.
Trzema wagonami towarowymi dojechaliśmy w ciągu czterech dni w pierwszych dniach lipca 1945r. do stacji w Czerwieńsku, skąd na piechotę udaliśmy się do wsi Brody /prom na Odrze był już czynny obsługiwany przez Niemców/. Na osadnictwo wojskowe dla naszej jednostki wynaczone były cztery wsie: Pomorsko, Kwiatowiec /dzisiejsze Brody/, Bródki i Nietkowice. Osiedlanie nowoprzybyłych odbywało się w ten sposób, że przyszły osadnik wybierał sobie w którejś z w/w wsi gospodarstwo i otrzymywał natychmiast od dowódcy naszego oddziału przydział na piśmie, natomiast na drzwiach tego domu przylepiana była kartka z napisem: „zajęte – osadnik wojskowy”. Wspólnie z ojcem zajęliśmy sobie gospodarstwo we wsi Nietkowice. Jeżeli w domu, który wybrał sobie osadnik była jeszcze rodzina niemiecka, to zostawiano dla niej tylko połowę domu, a drugą jego część zajmował osadnik. Nasz oddział zajął się tymczasem zabezpieczeniem warunków bytowych przybyłych osadników. Cały pozostały w tych wsiach żywy inwentarz /krowy, kozy, świnie, kury itp./ zgromadzony został w jednym miejscu w Brodach i pilnie przez nas strzeżony przed kradzieżą i różnego typu szabrownikami, którzy już zaczęli pojawiać się w tych okolicach. Wydzielone z oddziału patrole żołnierzy objeżdżały na rowerach cały powierzony nam teren osadnictwa zatrzymując osoby podejrzane i odbierając im przedmioty pochodzące z szabru.
Odbierane przedmioty /najczęściej odzież, pościel, meble, maszyny do szycia, narzędzia i maszyny rolnicze/ składane były do magazynu, skąd następnie wydawane były osadnikom i ich rodzinom. Do opieki i wypasu zgromadzonego inwentarze żywego zatrudniona została część pozostałej ludności niemieckiej. Nikt im za to nie płacił, jednakże było im wydawane np. mleko, szczególnie dla rodzin posiadających małe dzieci. W międzyczasie w odpowiedzi na listy osadników zaczęły przybywać do nich rodziny, które często przywoziły ze sobą swoich znajomych. W tej sytuacji dowódca naszego oddziału uznał, że zgromadzony inwentarz żywy należy rozdzielić wśród osadników. Wspólnie z ojcem otrzymaliśmy m.in. wtedy jedną krowę i jedną świnię.
Był początek sierpnia, kiedy wszystkich wolnych od służby żołnierzy naszego oddziału dowódca skierował do koszenia i przężyta, czemu nie mogli kosami podołać sami osadnicy. W październiku 1945r. odprowadziliśmy pozostałą ludność niemiecką /łącznie kilkaset osób/ do granicy w Gubinie, gdzie przekazaliśmy ich władzom radzieckim. Ponieważ wśród wysiedlanych było wiele dzieci i osób w podeszłym wieku /swój zabrany dobytek wieźli na wózkach i taczkach/ droga do Gubina /około sześćdziesiat kilometrów/ zabrała nam prawie cztery dni. Niektórzy z osiedlonych wówczas żołnierzy /moich kolegów/ mieszkają tam dotychczas np. Stanisław Dąbek i Henryk Gągała w Nietkowicach, Zieliński w Pomorsku, nie żyją już Mieczysław Lasek i Kobusiński, którzy mieszkali w Nietkowicach. Po demobilizacji /20.II.1946r./ mojego rocznika wróciłem z Leszna Wlkp. na gospodarstwo do Nietkowic, gdzie w tym czasie przebywała już cała moja rodzina.