Przedstawiamy artykuł opublikowany w Gazecie Zielonogórskiej 10 sierpnia 1959 roku. Przedstawia pokrótce sylwetkę Tadeusza Antkowskiego, którego na pewno pamiętają starsi mieszkańcy Pomorska.
Co robi emerytowany nauczyciel dobiegający siedemdziesiątki? Najczęściej w zaciszu domowym segreguje wspomnienia, odpoczywa. Gdyby tak spisać wszystkie dzienne sprawy Tadeusza Antkowskiego, z pewnością ten i ów kiwnąłby głową z powątpiewaniem. Ale cóż, zdarza się, że siwe skronie nie są w stanie ostudzić gorącości wewnętrznej, która rodzi potrzebą czynu. Nawet gdy zdrowie zostało zrujnowane w hitlerowskiej kaźni, znanym Forcie VII.
Długoletni kierownik szkoły w Pomorsku, człowiek o wielkim doświadczeniu życiowym zna wszystkich w swojej wsi. Jest dumny z zastępów młodych nauczycieli i dwóch inżynierów, których uczył ABC w swojej szkole. Z dawnymi uczniami, dziś chłopami pod wąsem i uczennicami, dziś matkami dzieci, łączą go dalej serdeczne więzy. W systemie wychowawczym p. Antkowskiego inaczej być nie może. Swą dzisiejszą funkcję kierownika Biblioteki Gromadzkiej uważa za dalszy ciąg edukacji. Z tym, że dziś kładzie główny nacisk na oświatę rolniczą i sanitarną. W zimie czytelnia przekształca się w salę wykładową. W tym roku na wykłady przychodziło przeszło 80 osób. Szczęśliwie się składa, że kierownik Antkowski posiada dużą wiedzę z dziedziny rolnictwa i hodowli. Ale sama wiedza bez umiejętności przekonania, bez porwania przykładem dałaby rezultaty połowiczne.
– Mówił pan przewodniczący Lembas, że za mało drzew owocowych rośnie na Ziemi Lubuskiej. W zeszłym roku Pomorsko zasadziło 300 drzewek, w tym roku posadzimy jeszcze więcej. Sprowadzam je ze szkółki w Opalenicy. Ludzie się przekonali… Przekonali się także, że trzeba u nas siać wcześniej, wtedy zbiory lepsze…
Teraz spostrzegłam na ścianie rysunek z siewnikiem i dwuwierszem: „Kto zawczasu sieje, ten się w lecie z drugich śmieje”.
Może ktoś powie, że to trochę dziwny argument, ale staremu nauczycielowi przykro było, że jego wychowanki wychodząc za mąż nie mają pierza na wyprawę. Zachęcał, pomagał i dziś 200 gęgających stworzeń bieleje wśród pomorskich opłotków.
Jak to się stało, że na 353 mieszkańców wsi jest aż 202 czytelników książek? Dzieci same wybierają sobie książki z półek. Przyszłym matkom bibliotekarz sam dostarcza książki z dziedziny higieny i pielęgnacji niemowląt. Ponieważ Antkowski prowadzi (bezinteresownie) apteczkę z lekarstwami dla zwierząt – kontakt z chłopami nie ustaje.
Dziwny człowiek – powie niejeden. Były żołnierz spod Verdun szpera w starych książkach, spisuje historię swojej wsi, pisze o bocianach (jego hobby to właśnie bociany). Cieszy się, że już wapno lasują i Pomorsko będzie miało świetlicę jak się patrzy. Cieszą go książki, które zakupił ostatnio za 4 tysiące złotych i właśnie wypisuje im na świeżo oprawionych grzbietach nowe sygnatury. Dziwny? Raczej tylko młodszy sercem od swych rówieśników.