Wielu starszych mieszkańców pamięta księdza Ludwika Walerowicza, proboszcza, który przez 34 lata pracował i mieszkał w parafii Nietkowice. Ksiądz Ludwik jest osobą, która przez ponad trzy dekady współtworzyła historię tych miejscowości. Jak sam mówi wiele osób ochrzciłem, udzieliłem Pierwszej Komunii, przygotowałem do bierzmowania, udzieliłem ślubu a niektórych niestety musiałem też pochować.
Sulechów, sobotnie popołudnie 8 listopada 2014 roku.
Nazywam się Ludwik Walerowicz i urodziłem się 18 lipca 1928 roku w Pleszewie, należącym wtedy do powiatu pleszewskiego i województwa wielkopolskiego.
Miałem jednego brata i trzy siostry. Brat i jedna siostra byli starsi a dwie siostry młodsze.
Rodzice zajmowali się handlem. Mieli przed wojną sklep w centrum Pleszewa z konfekcją damską i męską. Pamiętam jeszcze w domu taki stempelek, na którym było napisane „Maria Walerowicz – konfekcja damska i męska”.
Do wybuchu II wojny światowej żyło nam się bardzo dobrze. Sklep przynosił niezłe zyski. Jednak 1 września 1945 roku do Pleszewa weszli Niemcy i zajęli nasz sklep.
Rozpoczęcie wojny pamiętam bardzo dobrze. W 1939 roku uzyskałem promocję z czwartej do piątej klasy i szykowaliśmy się 1 września do pójścia do szkoły. Rano nad Pleszew nadleciały niemieckie samoloty i zaczęły bombardować głównie pleszewskie koszary wojskowe ale cywilne budynki też zostały zniszczone. Do Pleszewa zaczęto zwozić rannych z okolicznych bitew. Mam przed oczami widok jak po ulicy, na której mieszkałem, która nazywała się przed wojną Marszałka Józefa Piłsudskiego a teraz Daszyńskiego, wieźli pierwszych rannych polskich żołnierzy.
Po tym rozpoczęła się niemiecka okupacja przez ponad 5 lat. Pleszew wszedł w skład Kraju Warty, który włączono do III Rzeszy.
Pierwszą zbrodnią Niemców było rozstrzelanie maturzystów, którzy zdali maturę w 1939 roku. Na cmentarzu w Pleszewie jest pomnik upamiętniający tą zbrodnię. Później były ciągłe represję i zbrodnie ze strony Niemców. Co chwilę kogoś rozstrzelali, wywieźli na roboty przymusowe albo do obozu koncentracyjnego.
Najbardziej w pamięci utkwiło mi jedno zdarzenie, które mam ciągle przed oczami. Niemcy wydali zakaz zbijania świń bez zezwolenia i zdarzyło się tak, że jeden z polskich gospodarzy spod Pleszewa zbił świnię bez pozwolenia. Ktoś doniósł na niego i go aresztowano. Przywieziono go na rynek do Pleszewa, gdzie zgoniono też pozostałych Polaków. Odczytano wyrok i publicznie rozstrzelano tego człowieka.
Podczas niemieckiej okupacji nie chodziłem do szkoły. Chodziły tylko dzieci z rocznika 1930 i młodsze. Ja według Niemców byłem za stary na szkołę i musiałem pracować. Na szczęście ojciec miał znajomego Niemca o nazwisku Nutt, który załatwił pracę w szwalni. Przed wojną w Pleszewie mieszkało sporo Niemców i żyliśmy z nimi w zgodzie. Nie pamiętam już dokładnie za co ale Niemiec Nutt był dłużny ojcu przysługę. W szwalni pracował mój ojciec, brat i ja, gdzie szyliśmy niemieckie mundury. Byliśmy po prostu krawcami. Natomiast starsza siostra pracowała jako fryzjerka. Musieliśmy pracować, bo po pierwsze z czegoś trzeba było żyć a po drugie wywieźli by nas na roboty przymusowe. Tak było z wieloma moimi rówieśnikami – kto nie pracował w Pleszewie to jechał do Niemiec. To znaczy dobrowolnie nie jechali tylko ich wywozili.
W styczniu 1945 roku, gdy Niemcy szykowali się do ucieczki to spędzili mężczyzn z Pleszewa na rynek i ustawili naprzeciwko czołgów. Wśród tych mężczyzn byłem z bratem i ojcem. Padł na nas wszystkich strach, że zaczną strzelać do nas albo nas rozjadą tymi czołgami. Zrobiło się spore zamieszanie i kilkunastu albo kilkudziesięciu Polaków rozbiegło się po ulicach. Ja z bratem i ojcem też uciekliśmy z rynku. Mieliśmy klucze do szwalni i tam się schowaliśmy. Z tego co mi wiadomo to wtedy nikt nie zginął. Niemcy nikogo nie zabili na rynku. Główne siły Wehrmachtu uciekły zanim wkroczyli Rosjanie.
Później do Pleszewa od strony Kalisza wjechała kolumna sowieckich czołgów. Niemcy strzelili do pierwszego czołgu z kolumny i go zniszczyli. Ciała Rosjan z tego czołgu wisiały na drutach i gałęziach a wrak czołgu stał jeszcze długo na poboczu drogi. Na ulice Pleszewa wyszli ludzie z kwiatami, żeby powitać wyzwolicieli. Po chwili jednak zaczęły się pierwsze gwałty na kobietach oraz kradzieże rowerów i zegarków. Ludzie zniknęli z ulic ukrywając się po piwnicach i mieszkaniach. Później w nocy Rosjanie spalili jeden dom w Pleszewie i tylko tyle było walk o miasto. Jeden zniszczony czołg i jeden spalony dom.
Adam
Fragment powyższej wypowiedzi wykorzystano w artykule ubarwionym zdjęciami https://m.rc.fm/news/pleszew-poludniowa-wielkopolska-wielkopolska-74-lata-temu-w-pleszewie.html?fbclid=IwAR24DGkannws_aY62HrhlgfetlHikBoxtNq-U_6bipl4un7ssMTwdnFR6GI#