Po wojnie wrócił mój brat Czesław z robót przymusowych, gdzie dostał porządnie w kość i zaczął się dla mnie ciężki czas. Cała rodzina myślała, że brat osiedli się na wschodzie albo zachodzie Polski. Jednak on wrócił do rodzinnego domu. Powiedział, że woli jeść same kartofle niż niemiecką kiełbasę.
Brat był dużo większy ode mnie. Był wyższy i ważył 96 kg a ja mam zaledwie 161 cm wzrostu i ważyłem wtedy 72 kg. Brat mnie często bił mimo że byliśmy już dorośli. Ojciec sam się bał Czesława i nie mógł stanąć w mojej obronie. Do tego w domu była bieda, bo na piachach nic nie rosło. Praca była ciężka a jedzenie słabe więc skąd tu było wziąć siłę, żeby przeciwstawić się bratu.
Z tym moim wzrostem to chyba jakieś fatum. Już tutaj na zachodzie w Brodach miałem źrebaka 11-miesięcznego czyli taki jeszcze nie duży i taki już został. Więcej nie urósł. Chociaż kobyła była duża.
Dlatego postanowiłem zgłosić się do wojska na ochotnika, bo tak mnie nie chcieli wziąć nawet do wojska. Wreszcie w 1949 roku mogłem wyrwać się z domu od brata.
Na komisji poborowej zapytałem się porucznika czy potrzebują w wojsku takich małych kajtków jak ja i do tego z krzywymi nogami. A porucznik na to Naosad ale kąt dobrze trzymacie.
Trafiłem do szkółki pod Wrocław, gdzie poznałem dwóch kolegów, przez których się zakochałem i przyjechałem do Brodów. Byli to Kazik Łukowski i jego późniejszy szwagier Józek Pluto.
Służyliśmy w jednej jednostce, gdzie ja byłem kucharzem. W sumie było nas 3 kucharzy ale niekiedy tak przypadło, że sam musiałem gotować dla 1800 żołnierzy.
Dzięki ćwiczeniom w wojsku i porządnym jedzeniu przy wojskowym kotle nabrałem sił. Ważyłem wtedy 85 kg i czułem, że jestem naprawdę silny. Na zdjęciu z wojska widać jak kucharz wygląda.
Wracając do moich dwóch kolegów to Kazik Łukowski był wyższy ode mnie i sprawniejszy w gimnastyce. W naszej grupie Kazik zawsze prowadził zajęcia z gimnastyki albo czasami ja go zastępowałem. Z Kazikiem byliśmy obrotni i zawsze umieliśmy się ustawić w wojsku.
Raz z Kazikiem się posprzeczaliśmy. Kazik myślał, że jest większy ode mnie i mi przyłoży ale się nie dałem i to ja go położyłem „na deskach”. Później Kazik mówił, że był pijany i dlatego nie dał mi rady, ale dalej byliśmy kolegami.
Natomiast Józek Pluto nie był taki obrotny jak my. Zajęcia gimnastyczne nie wychodziły mu tak dobrze ale za to umiał kombinować.
Lubiłem służbę w wojsku. Ćwiczenia, musztrę i alarmy bojowe.
W wojsku lubiłem się wygłupiać. Jak trzeba było na alarm zbiegać z 3 piętra to na schodach spod moich podkutych butów aż iskry szły. Widział to wszystko kapitan Piotrowski i na apelu powiedział Naosad wystąp, ty już nie będziesz tak biegał szybko, bo się zabijesz na tych schodach. A ja naumyślnie tak biegłem, żeby aż ogień szedł spod butów.
Umiałem też dowodzić i nieraz na musztrze dowódca mówił Naosad wystąp i dalej prowadź to bractwo, bo ja już na was patrzeć nie mogę, jak kozy chodzicie. Dalej ja prowadziłem musztrę. Później w wojsku proponowali mi, żebym został oficerem ale ja się zakochałem i ciągnęło mnie do Brodów.
Ze względu na mój wzrost zawsze szedłem w wojsku na końcu kolumny i Kazik z Józkiem postanowili znaleźć mi dziewczynę i zabrali mnie na przepustkę do Brodów.
Kazik chciał mnie wyswatać ze swoją starszą siostrą Stefą. Jednak była ona starsza ode mnie 5 lat i jakoś nie przypadliśmy sobie do gustu. W Brodach poznałem natomiast sąsiadkę Kazika Łukowskiego Anielę Ciborek i się wzajemnie w sobie zakochaliśmy. Aniela była piękną dziewczyną i podobała się też Kazikowi oraz innym chłopakom w tym prokuratorowi i dwóm lotnikom. Jednak Aniela wybrała mnie. Może koledzy mieli do mnie pretensje, że zabrałem im sprzed nosa fajną dziewczynę ale to była młodość. Później w dorosłym życiu dalej się kolegowałem z Kazikiem. Od 1950 roku zacząłem regularnie przyjeżdżać do Brodów na przepustki a po wojsku przeprowadziłem się na stałe i ożeniłem się z Anielą.
Po wojsku pojechałem także do domu rodzinnego i tam brat Czesiek chciał mnie znowu pobić ale tym razem się nie dałem i oddałem mu tak, że musieli go cucić.
Później ojciec zmarł jak miał 72 lata i wszyscy zjechaliśmy się do rodzinnego domu na pogrzeb. Rodzina żartowała, że ten z zachodu jest taki mały ale matka powiedziała, że jak przyłożył bratu to trzeba było go cucić. Brat ze wstydu chciał się schować pod stół a reszta rodziny już nie żartowała. Czesiek mówił, że to było jak dziećmi byliśmy ale ja miałem wtedy 21 a on 27 jak mu przyłożyłem, więc co to były za dziecinne lata.