lut 202015
 
Pomorsko

Pomorsko

12 stycznia Armia Czerwona razem z Wojskiem Polskim ruszyły znad Wisły w kierunku Berlina. Dowództwo Operacji Wiślańsko-Odrzańskiej na czele ze sławnym marszałkiem Żukowem planowało w jak najszybszym czasie przesunąć front znad Wisły nad Odrę a nawet tym jednym rzutem dojść do samego Berlina. Zgodnie z przewidywaniami radziecki front przesuwał się szybko do przodu wyzwalając polskie miasta. Już pod koniec stycznia pierwsi żołnierze Armii Czerwonej dotarli i przeprawili się przez Odrę. Do 2 lutego 1945 roku 1 Front Białoruski złamał opór Niemców i na prawie całym odcinku frontu osiągnął Odrę. Zaczęły się walki o utrzymanie i zwiększenie przyczółków po zachodniej stronie Odry. „Czerwony Walec” Armii Radzieckiej przetoczył się także przez ówczesny Pommerzig, Groß-Blumberg, Klein-Blumberg i Straßburg/Oder.

Po okresie walk do miejscowości za frontem zaczęli napływać szabrownicy i ludzie z Centralnej Polski, którzy szukali nowego miejsca do zasiedlenia. Także z nastaniem końca wojny na Ziemie Odzyskane zaczęła napływać fala przymusowych robotników, którzy wracali z głębi Niemiec. Wojsko zaczęło ze swoich szeregów demobilizować żołnierzy, którzy także szukali nowego miejsca do życia. Ze wschodu zaczęli zjeżdżać ze swoim dobytkiem repatrianci, a z Syberii wywiezieni w 1940 roku.

Zaczęła się tworzyć polska administracja. Ludzie zaczęli uporządkowywać sprawy mieszkaniowe i majątkowe na nowych terenach. Nowych mieszkańców zaczęto rejestrować w Księdze Osadniczej Powiatu Krośnieńskiego.

Oto pierwsi osadnicy w Pomorsku według Księgi Osadniczej (z boku podano datę przybycia).

Goleńczak Maksymilian 26.07.1945
Moder Stanisław 26.07.1945
Salecki Władysław 17.12.1945
Salecki Aleksander 17.12.1945
Krzyziński Zygmunt 17.12.1945
Grykiel Paweł 4.02.1946
Szuczak Eugeniusz 8.02.1946
Leszko Tadeusz 11.02.1946
Chodor Michał 11.02.1946
Surmacz Stanisław 11.02.1946
Taurogiński Bronisław 12.02.1946
Żubik Mikołaj 12.02.1946
Różecki Feliks 12.02.1946
Skrzypiec Wacław 12.02.1945
Gowin Andrzej 12.02.1946
Łukasik Antoni 12.02.1946
Stachyra Stanisław 12.02.1946
Firląg Wawrzyniec 12.02.1946
Grzechnik Stefan 12.02.1946
Krupa Stanisław 12.02.1946
Lada Tadeusz 13.02.1946
Babinowski Stanisław 13.02.1946
Mordosewicz Bronisław 14.02.1946
Paszukiewicz Jan 14.02.1946
Jarzęcki Władysław 15.02.1946
Zieliński Piotr 17.02.1946
Jaworska Franciszka 17.02.1946
Chodor Stanisław 19.02.1946
Łozowski Wiktor 19.02.1946
Bryćko Anna 19.02.1946
Juretko Maria 19.02.1946
Romanowicz Janina 19.02.1946
Sokół Julian 21.02.1946
Proch Józef 22.12.1946
Kurjata Czesław 26.02.1946
Redzik Józef 6.03.1946
Turkiewicz Władysław 8.03.1946
Prus Rozalia 12.03.1946
Stawski Feliks 13.03.1946
Szwal Aleksander 14.03.1946
Szwal Stefania 28.03.1946
Żaguń Karol 30.03.1946
Muraszka Aniela 10.04.1946
Kołogrecki Józef 16.04.1946
Soroko Stanisław 15.05.1946
Zaręba Henryk 16.05.1946
Greczycho Małgorzata 1.07.1946

Adam

 

sty 232015
 
Ksiądz Ludwik Walerowicz

Ksiądz Ludwik Walerowicz

W czasie pracy kapłańskiej też ciągle rzucano księżą kłody pod nogi. Pamiętam jak w Nietkowicach nachodził mnie major SB i namawiał do współpracy. Było tak, że ja sam nie wiedziałem, że będę jechał na drugi dzień do Zielonej Góry albo nawet nie miałem tego w planach to on już wiedział wcześniej, że będę musiał tam jechać. Faktycznie na drugi dzień coś mi wyskoczyło i musiałem jechać do Zielonej Góry a on tam już czekał na mnie i mnie obserwował. Podejrzewam że dostawał cynk od kogoś na dworcu. Raz było tak że mnie śledził i myślał że go nie widzę ale ja się zorientowałem że chodzi za mną. Na szczęście szły moje parafianki – 4 kobiety i im mówię zobaczcie jak mnie SB śledzi. A było to na Placu Pocztowym w Zielonej Górze. Na tym placu stoi taki budynek wokół którego można chodzić dookoła. Poszliśmy z parafiankami i nagle zawróciliśmy i idziemy prosto na niego. Major nie miał się gdzie schować i się mu ukłoniliśmy Ooo dzień dobry panie majorze. A on nie wiedział co powiedzieć to odpowiedział jak się tak spotkaliśmy w Zielonej Górze to może pójdziemy gdzieś pogadać na kawę. A ja mówię do parafianek patrzcie jak pilnują waszego proboszcza.

Na plebanię dzwoniły głuche telefony, albo dzwonił ktoś, nie przedstawiał się tylko pytał czy jest proboszcz. Później robiliśmy im na złość i odbierała moja gospodyni i mówiła, że proboszcz gdzieś poszedł a ja siedziałem na plebani. Myśleli, że gdzieś chodzę i spiskuję przeciwko władzy.

W czasie stanu wojennego nie odczułem żadnych większych utrudnień. Jeśli chciałem gdzieś pojechać służbowo np. do Gorzowa to zawsze dostałem przepustkę. Miałem wtedy Poloneza i jeździłem do Gorzowa po dary żywnościowa dla ludności. Za Międzyrzeczem są rogatki gdzie zawsze stało wojsko. Wszystkich tam zatrzymywali do kontroli. Ale jak żołnierze zobaczyli u mnie koloratkę to od razu kazali jechać dalej. Żołnierze byli grzeczni i szanowali księży i stan duchowny. Gorzej było trafić na milicjantów.

Trzeba było mieć zezwolenie na pasterkę albo inne nabożeństwa po godzinie policyjnej. Napisałem podanie do władz i dostałem zezwolenie.

Po przewrocie w 1989 roku za bardzo się nie zmieniło. Zniknęły stare problemy a pojawiły się nowe. Trzeba było dalej robić swoje.

Pracę w Nietkowicach wspominam bardzo dobrze, można powiedzieć że nawet wspaniale. Nie wiem jak ludzie mnie wspominają ale myślę że dobrze bo jak mnie spotykają w Sulechowie to z daleka się kłaniają. Starsi na pewno mnie jeszcze pamiętają.

Ile razy mnie biskup chciał przenieść. Ale ja nie chciałem, bo mi się w Nietkowicach bardzo podobało. Proponował mi chyba z 3 albo 4 razy przeniesienie na inną parafię. Aż się chyba na mnie pogniewał. Jeździłem też później na dodatkowe studia na Akademię Teologii Katolickiej im. Kardynała Wyszyńskiego w Warszawie. Biskup załatwił nam, że często wykłady były w kurii biskupiej a tylko na niektóre wykłady i na egzaminy jeździliśmy do Warszawy. Ile razy staliśmy na korytarzu i czekaliśmy na wykłady a biskup schodził ze schodów i kłanialiśmy się mu to on udawał że mnie nie widzi. W końcu poszedłem się go zapytać czy jest na mnie obrażony a on powiedział że trzy razy powiedziałem mu żeby mnie nie przenosił. A dlaczego nie chcesz?. Odpowiedziałem że tutaj zostawiłem tyle swoich myśli i spraw że żal mi to wszystko zostawiać. I to chyba jest najlepszy dowód że w Nietkowicach czułem się bardzo dobrze. A odszedłem w 1995 roku bo miałem jeden zawał, potem drugi i poprosiłem o przeniesienie. Potem zaraz mnie zoperowali i dostałem by-passy i wtedy musiałem już odejść ze względu na stan zdrowia. Ze względu na moje zdrowie biskup zgodził się na moją wcześniejszą emeryturę. Teraz na emeryturze mieszkam w Sulechowie. Gdy tylko na mieście spotkam jakiegoś mojego byłego parafianina to zaraz się wypytuję co tam słychać. Ciągle staram się być na bieżąco. W końcu w parafii Nietkowice spędziłem 34 lata.

Adam

sty 172015
 
Ks. Ludwik Walerowicz

Ks. Ludwik Walerowicz

Do Nietkowic przyjechałem razem z moim pierwszym wikarym Włodkiem Rogowskim, który też był jak ja z 1928 rocznika. Tylko że miesiąc młodszy. My byliśmy księżmi powojennymi – opóźnionymi. Przez wojnę nie mogliśmy normalnie do szkoły chodzić i zaległości nadrabialiśmy po wojnie. Takie były dziwne sytuacje, że proboszcz i wikary mogli być w tym samym wieku. Z czasem te granice wiekowe wróciły do normalności.

Przyjechaliśmy z wikarym do Nietkowic pod wieczór. Na plebanię przyjął nas ksiądz Pawlukowski i powiedział, że rano nam wszystko pokaże i przekaże całą dokumentację parafii. Położyliśmy się spać a o 4 nad ranem podjechało duże auto wcześniej zamówione przez księdza Pawlukowskiego. Zapakowano jego rzeczy. Sam ksiądz Pawlukowski też wsiadł do tego auta i pojechał zostawiając nas samych z wikarym. Nic nam nie pokazał. Nie znaliśmy w ogóle terenu. Nie wiedzieliśmy gdzie jest np. Radnica a gdzie Pomorsko. A parafia rozległa. Kościoły porozrzucane. Nie wiedzieliśmy gdzie są klucze do kościołów. Dla mnie w ogóle to był podwójny szok. Całe życie mieszkałem w mieście. A ostatnie 2 lata spędziłem w bardzo dużym mieście jakim był Szczecin. Nigdy wcześniej nie mieszkałem na wsi i musiałem się przystosować do nowego życia. Wikary też na nowym terenie. Ale powoli ludzie nam pomogli i zaczęliśmy pracę w parafii Nietkowice. Zaraz na początku zaczęliśmy przystosowywać kościoły w Nietkowicach, Pomorsku i Sycowicach do tego, żeby wyglądały na katolickie. Powyrzucaliśmy boczne chóry a w Nietkowicach zamówiłem nowy ołtarz.

W kościele w Nietkowicach na ścianie wisiał jeszcze obraz Serca Jezusowego postrzelany przez Rosjan w 1945 roku. Najlepiej wyglądał w środku kościół w Brodach. Tam chóry były już usunięte. Do tego we wszystkich kościołach na szybko zamawiałem pancerne tabernakula, bo moi poprzednicy mieli drewniane, które były zakazane przez prawo kanoniczne. Rozpocząłem też remont plebanii. Na początku na plebanii mieszkałem tylko ja a wikary mieszkał naprzeciwko u państwa Antończyków. Ja sobie sam gotowałem a ksiądz Włodek wykupił sobie obiady u państwa Lebelów. Z czasem wyremontowałem budynki gospodarcze przyległe do plebani i tam zrobiłem 2 osobne pokoje i łazienkę dla wikarego. Później połączyłem to z plebanią. A ze stodoły zrobiłem dużą salkę katechetyczną. Dopiero po kilku latach moja siostra przyjechała do Nietkowic i została gospodynią. Na początku mojej pracy w Nietkowicach zwerbowałem jako organistę takiego starszego dziadka pochodzącego z Torunia. Niestety nazwiska nie pamiętam. Później grał Ponczek, którego sprowadziłem aż z Pomorza. Przede mną żaden ksiądz nie miał organisty. A to że są organy to trzeba zawdzięczać ks. Gąsiorowi bo był też muzykiem. Gąsior uczył mnie muzyki i śpiewu w seminarium i prowadził chór seminaryjny To on, gdy tylko pojawił się w Nietkowicach to zajął się organami. Organy były w rozsypce a on je wyremontował. Szkoda że był tylko rok, bo pewnie wyremontował by też organy w Brodach i Pomorsku. Niestety zmarł nagle na zawał. Zdążył tylko zrobić to co było jego pasją czyli organy. To był niezwykły człowiek i takiego go zapamiętałem z seminarium.

Jeden jedyny z moich wikarych, który żyje to ksiądz Jackowski. Nazywaliśmy go na parafii „Jacek”.Pamiętam jak kupiłem sobie pierwszy samochód Syrenkę. Doradziłem wtedy mojemu wikaremu ks. Jackowskiemu żeby sobie też takie kupił. Dostał kredyt w banku w Nietkowicach i kupił Syrenkę. Potem został wikarym w Gubinie i tam robił furorę autem, bo nawet proboszcz nie miał swojego auta.

Adam

sty 102015
 
Wyższe Seminarium Duchowne Diecezji Zielonogórsko-Gorzowskiej w Gościkowie-Paradyżu

Wyższe Seminarium Duchowne Diecezji Zielonogórsko-Gorzowskiej w Gościkowie-Paradyżu

Po wojnie w 1945 roku zacząłem znowu chodzić do szkoły. Nadgoniłem piątą, szóstą i siódmą klasę. Później poszedłem do liceum i w 1950 roku zdałem maturę. Przez wojnę miałem opóźnienia w nauce i zdałem maturę w wieku 22 lat a nie normalnie mając 19 lat. W międzyczasie rodziło się we mnie powołanie do służby Bogu. Raz było mocne a raz widziałem siebie w innej życiowej roli. W końcu jednak po maturze zdecydowałem jakie jest moje powołanie i wstąpiłem do Seminarium Gorzowskiego na ulicy Warszawskiej.

Później komuniści zamknęli to seminarium i przenieśli do Gościkowa-Paradyżu. Władza wtedy przeszkadzała w nauce w seminarium. Ja miałem to szczęście, że mnie ominęły, ale moi młodsi koledzy doświadczyli tych przeszkód. Brali kleryków do wojska i tam nie mieli najlżej. Władza myślała, że w wojsku się rozmyślą albo armia zmieni ich światopogląd ale 95 % kleryków wracało i to dwa razy mocniejsi w wierze. W seminarium też sobie radzono z władzą. Na przykład księdza prałata Antoniego Mackiewicza wyświęcono specjalnie pół roku szybciej, żeby go nie zabrali do wojska. Miał być święcony w maju albo w czerwcu a wyświęcili kilku z jego rocznika już w grudniu i na wiosenny pobór się nie załapali.

Wtedy nauka w seminarium trwała 5 lat i w czerwcu 1955 roku zostałem wyświęcony. Po seminarium przez 6 lat byłem wikariuszem. Po 2 lata w trzech miejscowościach. Najpierw w Czarnym koło Człuchowa. Potem w Barlinku a później w Szczecinie.

Kiedyś była to Diecezja Gorzowska. Była to największa diecezja w Polsce. Dlatego byłem wikarym i w dzisiejszym woj. zachodniopomorskim i lubuskim. Później to podzielili na 3 diecezje: Koszalińsko-Kołobrzeską, Szczecińsko-Kamieńska i Zielonogórsko-Gorzowską. Podczas podziału, gdzie który ksiądz pracował tam został w tej diecezji na stałe.

W 1961 roku otrzymałem od biskupa dekret, w którym miałem zostać proboszczem w parafii Nietkowice. Żeby zostać proboszczem w tamtym czasie nie było tak łatwo. Władza świecka często się nie zgadzała na proboszcza. Kuria typowała a władza musiała zatwierdzić. Czy władza zatwierdzała czy nie to biskup i tak wysyłał. Ale władza wtedy takiego księdza nie uznawała za proboszcza tylko administratora parafii. I mi też władza nie chciała zaakceptować dekretu od biskupa. Zarzucali mi różne rzeczy, których nie zrobiłem np. namawiałem dzieci przeciwko władzy, zmuszałem je do chodzenia na religię, że w kazaniach mówiłem przeciwko władzy. Myśleli, że się przestraszę i zgodzę na współpracę. W tym celu biskup wysłał mnie na kilka tygodni do wioski po Krosno Odrzańskie, żeby wyciszyć trochę sprawę. Wysłał mnie też w pewnym celu. Nie chcę mówić jaka to miejscowość, żeby nikogo nie oczerniać. Wśród księży zdarzali się też księża, którzy współpracowali z SB. Często byli zastraszani lub szantażowani i stawali się donosicielami. Nazywano ich „księżmi patriotami”. Taki właśnie „ksiądz patriota” był w wiosce pod Krosnem. Biskup chciał go usunąć ale on klucze z plebanii i kościoła zabrał, wyprowadził się do Międzyrzecza i przyjeżdżał tylko w niedzielę odprawić mszę. Biskup mnie wysłał z zadaniem odebrania mu tych kluczy. Byłem tam 6 tygodni. Musiałem też przygotować w te 6 tygodni dzieci do komunii, bo przez 6 lat w tej parafii dzieci nie były u pierwszej komunii. Przygotowałem je i przyjechał mój proboszcz ze Szczecina, u którego byłem wikariuszem. Zrobiliśmy uroczystą pierwszą komunię. W międzyczasie wysłałem pismo do władz w Nietkowicach i zatwierdzili mnie na proboszcza. Odpisali mi „nie chcemy robić księdzu trudności w awansie i zgadzamy się….”. Od sierpnia 1961 roku byłem proboszczem w Nietkowicach.

 

Adam

sty 032015
 
Pleszew na starej widokówce

Pleszew na starej widokówce

Wielu starszych mieszkańców pamięta księdza Ludwika Walerowicza, proboszcza, który przez 34 lata pracował i mieszkał w parafii Nietkowice. Ksiądz Ludwik jest osobą, która przez ponad trzy dekady współtworzyła historię tych miejscowości. Jak sam mówi wiele osób ochrzciłem, udzieliłem Pierwszej Komunii, przygotowałem do bierzmowania, udzieliłem ślubu a niektórych niestety musiałem też pochować.

Sulechów, sobotnie popołudnie 8 listopada 2014 roku.

Nazywam się Ludwik Walerowicz i urodziłem się 18 lipca 1928 roku w Pleszewie, należącym wtedy do powiatu pleszewskiego i województwa wielkopolskiego.

Miałem jednego brata i trzy siostry. Brat i jedna siostra byli starsi a dwie siostry młodsze.

Rodzice zajmowali się handlem. Mieli przed wojną sklep w centrum Pleszewa z konfekcją damską i męską. Pamiętam jeszcze w domu taki stempelek, na którym było napisane „Maria Walerowicz – konfekcja damska i męska”.

Do wybuchu II wojny światowej żyło nam się bardzo dobrze. Sklep przynosił niezłe zyski. Jednak 1 września 1945 roku do Pleszewa weszli Niemcy i zajęli nasz sklep.

Rozpoczęcie wojny pamiętam bardzo dobrze. W 1939 roku uzyskałem promocję z czwartej do piątej klasy i szykowaliśmy się 1 września do pójścia do szkoły. Rano nad Pleszew nadleciały niemieckie samoloty i zaczęły bombardować głównie pleszewskie koszary wojskowe ale cywilne budynki też zostały zniszczone. Do Pleszewa zaczęto zwozić rannych z okolicznych bitew. Mam przed oczami widok jak po ulicy, na której mieszkałem, która nazywała się przed wojną Marszałka Józefa Piłsudskiego a teraz Daszyńskiego, wieźli pierwszych rannych polskich żołnierzy.

Po tym rozpoczęła się niemiecka okupacja przez ponad 5 lat. Pleszew wszedł w skład Kraju Warty, który włączono do III Rzeszy.

Pierwszą zbrodnią Niemców było rozstrzelanie maturzystów, którzy zdali maturę w 1939 roku. Na cmentarzu w Pleszewie jest pomnik upamiętniający tą zbrodnię. Później były ciągłe represję i zbrodnie ze strony Niemców. Co chwilę kogoś rozstrzelali, wywieźli na roboty przymusowe albo do obozu koncentracyjnego.

Najbardziej w pamięci utkwiło mi jedno zdarzenie, które mam ciągle przed oczami. Niemcy wydali zakaz zbijania świń bez zezwolenia i zdarzyło się tak, że jeden z polskich gospodarzy spod Pleszewa zbił świnię bez pozwolenia. Ktoś doniósł na niego i go aresztowano. Przywieziono go na rynek do Pleszewa, gdzie zgoniono też pozostałych Polaków. Odczytano wyrok i publicznie rozstrzelano tego człowieka.

Podczas niemieckiej okupacji nie chodziłem do szkoły. Chodziły tylko dzieci z rocznika 1930 i młodsze. Ja według Niemców byłem za stary na szkołę i musiałem pracować. Na szczęście ojciec miał znajomego Niemca o nazwisku Nutt, który załatwił pracę w szwalni. Przed wojną w Pleszewie mieszkało sporo Niemców i żyliśmy z nimi w zgodzie. Nie pamiętam już dokładnie za co ale Niemiec Nutt był dłużny ojcu przysługę. W szwalni pracował mój ojciec, brat i ja, gdzie szyliśmy niemieckie mundury. Byliśmy po prostu krawcami. Natomiast starsza siostra pracowała jako fryzjerka. Musieliśmy pracować, bo po pierwsze z czegoś trzeba było żyć a po drugie wywieźli by nas na roboty przymusowe. Tak było z wieloma moimi rówieśnikami – kto nie pracował w Pleszewie to jechał do Niemiec. To znaczy dobrowolnie nie jechali tylko ich wywozili.

W styczniu 1945 roku, gdy Niemcy szykowali się do ucieczki to spędzili mężczyzn z Pleszewa na rynek i ustawili naprzeciwko czołgów. Wśród tych mężczyzn byłem z bratem i ojcem. Padł na nas wszystkich strach, że zaczną strzelać do nas albo nas rozjadą tymi czołgami. Zrobiło się spore zamieszanie i kilkunastu albo kilkudziesięciu Polaków rozbiegło się po ulicach. Ja z bratem i ojcem też uciekliśmy z rynku. Mieliśmy klucze do szwalni i tam się schowaliśmy. Z tego co mi wiadomo to wtedy nikt nie zginął. Niemcy nikogo nie zabili na rynku. Główne siły Wehrmachtu uciekły zanim wkroczyli Rosjanie.

Później do Pleszewa od strony Kalisza wjechała kolumna sowieckich czołgów. Niemcy strzelili do pierwszego czołgu z kolumny i go zniszczyli. Ciała Rosjan z tego czołgu wisiały na drutach i gałęziach a wrak czołgu stał jeszcze długo na poboczu drogi. Na ulice Pleszewa wyszli ludzie z kwiatami, żeby powitać wyzwolicieli. Po chwili jednak zaczęły się pierwsze gwałty na kobietach oraz kradzieże rowerów i zegarków. Ludzie zniknęli z ulic ukrywając się po piwnicach i mieszkaniach. Później w nocy Rosjanie spalili jeden dom w Pleszewie i tylko tyle było walk o miasto. Jeden zniszczony czołg i jeden spalony dom.

Adam

gru 192014
 
Pomorsko

Pomorsko

W Wigilię Bożego Narodzenia szalała burza płomieni
Mieszkańcy Pomorska wspominają 24 grudzień 1916


Wigilia Bożego Narodzenia 2014 roku to 98-ta rocznica tragicznych wydarzeń.
Tak o to w roku 1961 wspominał je Kurt Ast – były mieszkaniec Pommerzig.


Po pierwsze, nadmienię, że już w 1895 roku wielki pożar nawiedził Pommerzig (Pomorsko), którego większa część domostw, kryta wtedy jeszcze strzechą legła w popiele. 24 grudnia 1916 stał się dniem zguby – z wyjątkiem kilku budynków na skraju wsi.
To było tak jak i tym razem w niedzielę. Przy wyraźnym mrozie szalał huraganowy zachodni wiatr. Ale nas dzieci to nie interesowało. Chociaż przez ówczesne trudności z żywnością wywołane przez wojnę braki były odczuwalne już na wsiach. Żyliśmy w radosnym oczekiwaniu co przyniesie nam wieczór. Po obiedzie udaliśmy się krótko nad Odrę, ale burza i zimno szybko nas stamtąd wypędziły.
Kiedy wracaliśmy do domu wiejską ulicą na rogu domostwa Stephansa zobaczyliśmy przypadkiem spoglądając na gospodę Klischke grube szarobiałe kłęby dymu od strony Groß-Blumberg (Brody) toczące się przez ulicę. Byliśmy całkowicie zaskoczeni, bo prawie 10 minut wcześniej byliśmy tam jeszcze nie zauważając niczego co by zwróciło naszą uwagę. Tak szybko, jak nas nogi powiodły pobiegliśmy z powrotem. Gdy się zbliżyliśmy widzieliśmy naprzeciwko morze płomieni. Burza i lekka konstrukcja domów pozwoliła ogniu przemieszczać się z ogromną prędkością.
Teraz wszystko działo się tak szybko, że – będąc dzieckiem – pamiętam tylko fragmenty. Stróż nocny trąbił na rogu, dzwony dzwoniły, burza szalała, ludzie i bydło ryczało. Wiele osób straciło głowę, wynieśli nieistotne rzeczy z domów, a tym samym cenne przedmioty zostały zniszczone przez ogień.
Doszło do tego, że wiele ludzi pobiegło do palących się budynków w nadziei ugaszenia ognia, niektórzy klucze od swoich domów mieli w kieszeniach. Zanim w ogóle zauważyli pożar, to szalony ogień już przerzucił się na ich posesję. Gdy zapadła świąteczna noc w Pommerzig, z 22 budynków zostały tylko resztki murów i płonące jak pochodnie belki.
Tuż przed zmrokiem ogień został opanowany przy domu Rosses pokrytym dachówką. Mimo tego że większość mężczyzn była w wojsku udało się ocalić duże zwierzęta. Drobna zwierzyna spłonęła.
Straszne było dla nas dzieci, kiedy w godzinach wieczornych zamiast oglądać w świetle upragnioną choinkę, widokiem dla wielu były wciąż płonące belki i upadek muru w ponad 100-letnich domach, gdzie był składowany węgiel, którego wszelkie próby gaszenia były na marne.
Winnym katastrofy pożaru, jest istnienie tylko jednego urządzenia gaśniczego w kształcie starożytnej drewnianej sikawki, która stała na dworze i oczywiście nigdy nie była używana, a na pewno nie na taki huraganowy ogień.
Dopiero dziesięć lat później powstała w Pommerzig dział OSP. Wykorzystano środki z funduszu gminy i funduszu pożarniczego prowincji Brandenburgia; zakupiono nowe sikawki dla konnych zaprzęgów. Z wzorowym zapałem, w większości młodzi wojskowi, jako strażacy ćwiczyli w każdą niedzielę rano. Coraz bardziej zżywali się jako koledzy. Dalszą energię do działania dawał im zaszczyt tworzyć orkiestrę maszerującą pod kierownictwem ówczesnego mistrza myśliwego Wilhelma Eisermanna. Liczyli się później wśród najlepszych zespołów w okręgu. Straż Pomorska zżywała się coraz bardziej ze sobą.
Ale także wszyscy mieszkańcy byli zawsze dumni z potężnej straży pożarnej Pomorska. Udało im się kilka razy konnym zaprzęgiem ugasić ognisko pożaru w sąsiedniej miejscowości. Byli konnym zaprzęgiem prędzej na miejscu pożaru niż miejscowa straż. Nawet w kilku nocnych pożarach w Pommerzig straż udowodniła swoją przydatność, jak to było w wypełnionej do pełna słomą stodole gospody Klischke, gdzie płomienie poważnie zagroziły dużemu gospodarstwu jego siostry Klischke. Straż walczyła z ogniem rozważnie i skutecznie, aż zawodowa straż pożarna z Sulechowa mogła interweniować z mocniejszym sprzętem. Nawiasem mówiąc, warto zauważyć, że we wszystkich pożarach, także tego tuż przed pierwszą wojną światową, gdzie spłonęły dwie duże polne stodoły, nie udało się ustalić przyczyn.
Szczęśliwe godziny po służbie, wydarzenia rozrywkowe i spektakle teatralne w jednej z najpiękniejszych sal w powiecie Crossen to na pewno wszyscy starsi mieszkańcy, którzy brali w nich udział do dziś pamiętają. Jak i ojczyzna także upadła straż pożarna. I myślimy o tym, że większość starych towarzyszy ze straży w czasie ostatnie
j wojny zginęło lub zaginęło i zmarło próbując uciec .

Artykuł pochodzi z czasopisma Heimatgrüße
 Tłumaczenie Adam Maziarz
Serdeczne podziękowania dla Janusza Sitka za korektę w tłumaczeniu.

gru 132014
 
Kriegerdenkmal - Brody

Kriegerdenkmal – Brody

W ostatnich czterech artykułach przedstawiliśmy byłych mieszkańców Pomorska, Brzezia, Brodów, Bródek i Nietkowic, którzy polegli, zostali ranni, zaginęli lub dostali się do niewoli. Pomniki poświęcone ofiarom Wielkiej Wojny (I Wojny Światowej) były powszechnie wznoszone na terenie Niemiec. Niemal w każdej wsi czy miasteczku powstał tego typu pomnik. Zwykle wznoszono go w centrum miejscowości, np. na głównym placu, przy kościele, na cmentarzu itp. Najczęściej były to skromne pomniki w formie niewielkiego obelisku lub głazu z przytwierdzonymi tablicami, na których były nazwiska mieszkańców danej miejscowości poległych na frontach I Wojny Światowej. Bogatsze pomniki były zdobione lub na górze obelisku były zwieńczone orłem z rozpostartymi skrzydłami wykonany z brązu lub ze stali.

W Nietkowicach taki pomnik znajdował się przy kościele. Obecnie nie ma śladu po nim.

W Brodach pomnik znajdował się przed cmentarzem. Na tablicach byli prawdopodobnie wypisani też mieszkańcy z Bródek. Tak samo jak w Nietkowicach nie ma pozostałości po pomniku.

Natomiast w Pomorsku pomnik był usytuowany przy kościele i również nie dotrwał do naszych czasów. Na tym pomniku także prawdopodobnie znajdowały się nazwiska poległych mieszkańców Brzezia.

 

Adam

lis 162014
 
Pommerzig

Pommerzig

Od początku istnienia ludzkości człowiek dążył do ekspansji na nowe terytoria. Już ponad 1000 lat temu pierwsze znane nam plemiona europejskie podbijały słabsze i narzucały im swoją wolę. Przez kolejne wieki Europą targały dziesiątki wojen i setki bitew.
Dopiero Kongres Wiedeński (1814-1815) ustanowił nowy porządek i zależności w Europie. Względny spokój funkcjonował na Starym Kontynencie do połowy XIX wieku. Po roku 1850 między mocarstwami europejskimi zaczęły tworzyć się naprężenia głównie na punkcie etnicznym i imperialnym. Z czasem sytuacja coraz bardziej się zaogniała. Francuzi chcieli rewanżu za przegraną wojnę z Prusami w latach 1870-1871. Niemcy i Austro-Węgry toczyły konflikt etniczny głównie na Bałkanach w duchu panswalizmu, pangermanizmu i Kulturkampfu. Wielka Brytania, Niemcy i Francja toczyły spory o kolonie – głównie w Afryce. Austro-Węgry i Rosja toczyły wyścig o zdobycie słabnącego Imperium Osmańskiego. Takich przykładów mniejszych i większych konfliktów w Europie można by mnożyć w nieskończoność. Początek XX wieku nie przyniósł pokojowego rozwiązania problemów skłóconej Europy. Iskrą zapalną zbliżającego się konfliktu był zamach na arcyksięcia austriackiego Franciszka Ferdynanda w Sarajewie 28 czerwca 1914 roku. Miesiąc później rozpoczął się największy wtedy konflikt na świecie. Nazwana Wielką Wojną a później I Wojną Światową wciągnęła w walkę ponad 30 państw i pochłonęła wiele istnień ludzkich.
W tym roku w lipcu minęło 100 lat od wybuchu I Wojny Światowej. Postaraliśmy się przygotować spis byłych mieszkańców Pommerzig (Pomorsko), którzy zginęli, zaginęli lub dostali się do niewoli oraz odnieśli rany.
W latach 20-tych XX wieku na terenie Niemiec zaczęły się pojawiać pomniki upamiętniające poległych w czasie Wielkiej Wojny, ale o pomnikach będzie osobny artykuł.

Polegli

Augustin Gustav 5.3.1915
Augustin Otto 15.8.1916
Fimmel Heinrich 21.6.1917
Fleischer Hermann 28.10.1915
Heider Franz 30.1.1917
Hilger Paul 10.6.1915
Hoffmann Otto 18.7.1916
Horn Paul 18.6.1918
Lange Otto 1.9.1915
Lange Otto 28.11.1918
Müller Hermann 11.11.1916
Müller Richard 29.6.1915
Müller Richard 21.10.1916
Paech Hermann 22.5.1916
Paulke Otto 24.5.1917
Paulke Robert 27.6.1918
Pöch Otto 9.6.1915
Riemer Otto 10.4.1916
Schellack Otto 1.8.1918
Schulz Gustav 13.9.1916
Steinicke Paul 20.9.1915

W niewoli lub zaginieni

Hoffmann Franz
Hoffmann Fritz
Hoffmann Hermann
Kringel Reinhold
Krüger Bernhard
Kuhbeil Paul
Mahatzke Robert
Müller Hermann
Petzke Hermann
Schacher Paul
Schneider Paul
Seifert Otto
Späth Hermann
Stobernack Otto

Ranni

Augustin Hermann
Augustin Otto
Augustin Robert
Benrhardt Siegfried
Boy Gustav
Boy Hermann
Dullin Hermann
Dullin Paul
Fimmel Gustav
Fimmel Otto
Giller Gustav
Hoffmann Karl
Horn Paul
König Otto
Körnchen Oskar
Kringel Reinhold
Kräusel Otto
Kubeil Hermann
Kubeil Paul
Kubeil Richard
Kupsch Bernhard
Kuschminder Paul
Lange Hermann
Lange Otto
Lange Paul
Lorke Robert
Machatzke Rudolf
Mattner Gustav
Müller Bernhard
Müller Herman
Müller Paul
Nuß Otto
Päch Paul
Paech Paul
Paternoster Oswald
Paulke Gustav
Paulke Otto
Paulke Richard
Purrmann Fritz
Redlich Franz
Riemer Bernhard
Riemer Hermann Friedrich Wilhelm
Rosse Fritz
Rosse Hermann
Schacher Paul
Schellack Gustav
Schellack Oskar
Schneider Otto
Schneider Paul
Schulz Otto
Schwacher Gustav
Schwanke Otto
Schwanke Richard
Seifert Otto
Seifert Paul
Stadach Otto
Steinberger Otto
Stobernack Otto
Stobernack Otto Paul
Tschiche Otto
Wittwer Willi

Adam Maziarz

lis 122014
 
Cmentarz w Brodach

Cmentarz w Brodach

Jak Groß-Blumberg (Brody) otrzymał swój cmentarz.


Do około połowy XIX wieku Groß-Blumberg (Brody) wraz z Klein-Blumberg (Bródki), dawniej zwany Buden (Budy) i Briese (Brzezie) należały do parafii Pommerzig (Pomorsko).
Właściciel Dominium Blumberg (tak nazywano Groß-Blumberg aż do 1840) generał piechoty hrabia Bogislav von Tauentzin-Wittenberg – bohater wojen napoleońskich oraz właściciel Pommerzig – hrabia i dziedzic von Schmettow mieli sprawiedliwie urząd kościelny i miejsce pochówku po połowie. Jeszcze do dzisiaj jest zachowana krypta grobowa szlachcica obok kościoła w Pommerzig.
Obie zaprzyjaźnione wioski miały od 1728 wspólny cmentarz w Pommerzig (Pomorsko) i tam były zwożone wszystkie zwłoki z parafii. 29 czerwca 1814 roku podczas wizytacji kościelnej duchowni i delegacja szkoły z rządu pruskiego Królewskiej Nowej Marchii w Königsberg (Neumark) napisali protokół, w którym wskazano, że wspólne miejsce pochówku w Pommerzig (Pomorsko) jest za ciasne. Zobowiązano właścicieli, aby dla obu Dominium ustanowić nowe większe miejsce Boże. Rozumiano to jednak, że każda miejscowość, tak Pommerzig (Pomorsko) jak i Blumberg (Brody), powinny mieć swoje miejsce pochówku, dlatego też hrabia Tauentzin zlecił wytyczenie miejsca do grzebania zmarłych w Blumbergu (Brody).

Przeciwko cmentarzowi stanął kaznodzieja Stetiger z Pommerzig (Pomorsko) wskazując następujące uzasadnienie: Dominium Pommerzig (Pomorsko) nie sprzeciwiało się przydzieleniu miejsca pochówku, ale nowo utworzony cmentarz w Blumbergu (Brody) konkurowałby tylko wyglądem ogrodzenia. Blumberg (Brody) nie jest filią Pommerzig (Pomorsko), lecz należy do jego parafii. Ponadto odbiór księdza i kościelnego na pogrzeb „ludzi” w Blumbergu byłby zbyt uciążliwy zarówno dla księdza jak i kościelnego oraz mieliby z tego powodu straty i niekorzyści jeśli Blumberg (Brody) i Pommerzig (Pomorsko) nie miałyby wspólnego miejsca pochówku.

Jednak mieszkańcy Blumbergu (Brody) bardzo chcieli mieć własny cmentarz i w imieniu hrabiego Tauentzina napisali do władz pismo z prośbą. Królewski rząd pruski w liście do hrabiego Tauentzina z 10 lutego 1815 odpowiedział następująco: Jeśli tymczasem Wasza Ekscelencja życzy ustanowienia odpowiedniego miejsca pochówku dla Blumberg (Brody) tak nie możemy i nie chcemy, państwa wspomóc. Odległość miedzy Blumbergiem (Brody) i Pommerzig (Pomorsko) z policyjnego punktu widzenia zostawia wiele do życzenia. Gmina w Blumbergu (Brody) będzie musiała szczegółowo wyjaśnić w sądzie, w jaki sposób chcą to osiągnąć, żeby pastor i kościelny nie poniośli z tego powodu strat i potrzebne będzie pozwolenie właściciela, księdza i gminy Pommerzig (Pomorsko).

Udzielenie zezwolenia na założenie nowego miejsca pochowku było uzależnione od niezbędnych napraw w obejściu kościoła w Pommerzig (Pomorsko).
Pojawiły się spory w jakich proporcjach Dominium i społeczność Blumberg (Brody) powinny zrekompensować proboszcza i zakrystiana i kto powinien dać kierowce do odbioru i dowozu księdza, co zostało wkrótce wyjaśnione.
Na zachodnim wylocie z wioski, gdzie las wychodzi na trasę Krosno – Groß-Blumberg (Brody) – Sulechów powstał przytulny, cichy cmentarz. Przed jego wschodnim wejściem zbudowano pomnik poświęcony poległym w I wojnie światowej: masywny, ogrodzony łańcuchami, gdzie obok wielu nazwisk poległych zostały wyryte słowa: Pamiętaj, ludu mój, drogich poległych
Gdy w 1854 roku, Groß-Blumberg (Brody) z Klein-Blumberg (Bródki) wybudowali własny dom Boży, wspólnoty te zostały ostatecznie oddzielone od parafii w Pommerzig (Pomorsko).

Po 1945 roku Polacy również grzebią swoich zmarłych w tym samym miejscu gdzie wcześniej Niemcy.

Adam Maziarz

Tekst napisany na podstawie artykułu Ernsta Möbusa zamieszczonego w Crossener Heimatgrüße

Serdeczne podziękowania dla Janusza Sitka za korektę w tłumaczeniu.

paź 262014
 

IMG_46571 listopada każdy z nas wyruszy na cmentarz aby w zadumie stanąć nad grobami swoich bliskich i znajomych.

Przygotowaliśmy spis osób pochowanych na cmentarzu w Pomorsku, którzy mieszkali, żyli i tworzyli historię tej miejscowości aby uczcić ich pamięć.

Spis staraliśmy się zrobić jak najdokładniej i jak najszybciej aby w jak najmniejszy sposób naruszyć powagę miejsca spoczynku, dlatego mogą pojawić się błędy, czy to nasze przy spisywaniu nazwisk i tysięcy cyfr lub czasami zdarzające się też błędy kamieniarskie. Niekiedy napisy były nieczytelne lub pozasłaniane w taki sposób, że w niektórych przypadkach trzeba było się domyślać treści. Za wszelkie wyłapane błędy będziemy wdzięczni.

Spis przedstawia stan na marzec 2014 roku.

CMENTARZ W POMORSKU

Adam i Andrzej

Translate »