Historia „Alten Schenke” w Groß-Blumberg – Wszyscy gospodarze byli potomkami Schulzów
Po dłuższej przerwie postaramy się wrócić do regularnej publikacji artykułów na naszej stronie internetowej.
Przedstawiamy artykuł Kurta Kupscha opublikowany w „Crossener Heimatgrüße” opowiadający o budynku w Brodach, który przed wojną służył Niemcom jako miejsce spotkań towarzyskich i zabaw. Natomiast po wojnie podobną rolę spełniał dla Polaków jako miejsce spotkań, występów, zabaw tanecznych czy imprez rodzinnych. Niestety ów budynek ostatecznie skończył jako fabryka obuwia zwana potocznie „kapciarnią”, który po pożarze sprzed kilku lat straszy zaroślami i resztkami pogorzeliska. Stąd także nasza prośba. Może ktoś posiada, a na pewno dużo ludzi w swoich albumach rodzinnych ma zdjęcia z lat świetności owego budynku, który tak bardzo przysłużył się Brodom i zechce się nimi podzielić.
Historia „Alten Schenke” w Groß-Blumberg zasługuje by być ukazana w druku, a tym samym zachowana. Na pewno był to jeden z najstarszych budynków w wiosce, a także niezwykle ciekawy architektonicznie. W latach 30-tych dobudowano salę, co pozostało w pamięci rodaków jako centrum towarzyskie (zabaw) także dla sąsiednich miejscowości. W budynkach gospodarskich znajdowała się kiedyś wiejska kuźnia, później stacja hodowlana państwowej stadniny Neustadt/Dosse. Nie powinno pozostać niewypowiedziane to, że gospodarze, chociaż dość szybko się zmieniali (autor poznał jeszcze trzech z nich), ale wszyscy należeli do rozgałęzionej blumbergowskiej rodziny Schulzów. „Schulze” według lokalnych rejestrów kościelnych pojawili się w 1774 roku. Pierwszy Schulze był określony jako grenadier i nazywał się Gottlob. Być może pozostał tu po wojnach Fryderyka Wielkiego nad Odrą. Jego syn Wilhelm Schulze, urodził się w 1801 i w księdze kościelnej został zapisany już jako właściciel gospody i kowal. Nie ma żadnych dokumentów czy kupił „Alten Schenke” lub sam ją wybudował. Zmarł w 1851 roku na zapalenie płuc, mając zaledwie 50 lat. Syn Wilhelma Johann Heinrich Schulze, który żył w latach 1833-98, był rodzicem obecnego byłego Blumberganina, o którym mowa. Ożenił się z Johanne Auguste Lange (przypuszczalnie o przezwisku Mirus). Z siedmiu dzieci tej pary, dwóch chłopców zmarło bardzo wcześnie. Jednak pięć córek było istotnie związanych z historia gospody w dużej wsi. Troszczyli się w takim stopniu, że pomimo wszelakich występujących trudności zajazd pozostał w rodzinie do 1945 roku. Dwie z nich zajmowały się ze swoimi mężami drobnym i kolonialnym handlem w miejscowości: Dohrmann i Zinke. W związku z tym, mogą one być wymienione z nazwiska ich mężów a lata urodzeń w nawiasach: Berta Vietzke (1861), Agnes Kirsch (1863), Anna Dohrmann (1865), Marta Kessler (1872) i Alma Zinke (1879).
Johann Heinrich Schulze nie miał męskiego potomka i przekazał posiadłość jednej z córek. Dlaczego była to druga najstarsza Agnes Kirsch, autor nie ma pojęcia. Jej mąż Johann Heinrich Kirsch zmarł już w 1904 roku a sama przeżyła go zaledwie pięć lat. Jej córka, Käthe, która później wyszła za mąż za (właściciela) kierownika poczty Bruno Voerkela, była jeszcze zbyt młoda, by przejąć gospodę. Tak Wilhelm Kessler zajął się gospodą. Przybył do Groß-Blumberg na przełomie wieków jako stajenny, wziął sobie drugą najmłodszą córkę Schulza – Marthę i mieszkał wraz z żoną na działce, na której stał później dom Kuchlingów (poczta). Był prawnym opiekunem Käthe Kirsch, zarządzana przez niego lub dzierżawiona gospoda i gospodarstwo kupił w 1911 roku za 72 000 marek w złocie. Wilhelm Kessler był prawdopodobnie bardziej rolnikiem niż karczmarzem. Utrzymywał kontakty ze stadniną Neustadt i postarał się o to, że za jego czasów – zawsze były dostępne do rozmnażania dwa wspaniałe ogiery z Prignitz – i tak pozostało aż do 1944 roku. Armia cesarska, a nawet Wehrmacht byli wdzięcznymi odbiorcami dwuletnich młodych koni.
Restauracja Wilhelma Kesslera zajmowała przestronną salę jadalną, która leżała tuż za drzwiami, niektóre przylegające pokoje oraz tylne sąsiednie budynki gospodarcze. Zapewne w latach 1910-1912, prawdopodobnie znacznie więcej, bo mieściła się w niej poczta. W jadalni później tańczono, kiedyś raz się tam znalazłem, odbywały się tam spektakle teatralne. Duży zielony piec kaflowy ogrzewa pomieszczenie. Na stole przed piecem dla gości były do picia ćwiartki lub achtelki wódki, gdzie opowiadano świetne historie lub „wymyślone”. Na środku pokoju stał duży bilard z pięcioma kulami, a na ścianie można zobaczyć uchwyt do kiji bilardowych i tablicę do pisania. Pod oknem było sześć lub osiem stolików, gdzie odbywały się turnieje w skata i Schafskopfturnier (to rodzaj gry w karty). Bar był tak wysoki, że średniej wysokości osoba musiała mocno unosić podbródek i nos. Ale to była przytulna gospoda Wilhelma Kesslera, pod którego nazwą na zewnątrz domu prześwituje jeszcze nazwa Schulze.
W środku światowego kryzysu gospodarczego 1932/33, Wilhelm Kessler zrobił głupstwo. Postanowił dobudować dużą salę do zabudowań gospodarczych, a tym samym pogrążył się w ogromnych długach. Poza tym salą jest dopiero teraz, po tym, jak Polacy podnieśli ją do rangi domu kultury, tj. została oczyszczona. Ale w środku były od początku wielkie bale marynarzy, piosenkarzy i weteranów wojennych. Scena była dla Benno Schmulinsky i jego zespołu w sam raz. Kiedy Benno pogłaskał jak mały Paganinii struny skrzypiec z kokardą, to tańczyło się oszałamiająco na pięknym parkiecie. Ale Wilhelm Kessler stał finansowo bardzo słabo i musiał prawdopodobnie już w pierwszym rok po inauguracji sali opuścić to miejsce. W przerwie znów ktoś wyskoczył z rodziny: George Vietzke, najstarszy syn pierwszej córki Johanna Heinricha Schulza – Berthy. Stracił w wypadku jako elektryk dłoń i stopę, a dzięki dużej kwocie odszkodowania mial dużo pieniędzy pod ręką. Przejął gospodę i wszystko, co należało do niej, ochrzcił ją mając w pamięci swoje zawodowe lata w Berlinie „Zur Molle” i prawdopodobnie nie żyło mu się za dobrze. Bo już w 1935 roku splajtował. W celu ratowania tego, co jeszcze można było uratować, posiadłość rodzinną odziedziczyła Käthe Voerkel, z domu Kirsch, córka Agnes – córki Schulza. Więc rodzina Voerkel otrzymała od Wilhelma Kessler pożyczone pieniądze. Żyli skromnie i oszczędnie i mieli nawet perspektywy na to, co zrobić, gdy wojna dobiegnie końca – chcieli modyfikacji, renowacji i naprawy. Dla nas, „nastolatków” z połowy lat 30., którzy „Alte Schenke” – obecnie nazywają go na pewno solidną firma i prawdziwym klubem tanecznym. W 1945 podczas podpaleń rosyjskich żołnierzy w Groß-Blumberg „Alte Schenke” pozostał w dużej mierze oszczędzony. Karczma jest rzeczywiście trochę z dala od głównej drogi. Ale detonacja wcisnęła część dachu budynku głównego. Wilhelm Kessler w tym czasie już nie żył, a rodzinę Voerkel pochłonęła fala uchodźców i uciekinierów. Nowa polska administracja nie zajęła się uszkodzonym budynkiem. Tak więc w całej restauracji hulał wiatr. W końcu polski rząd zrobił inwentaryzację, które zniszczone i uszkodzone budynki w pierwszej kolejności rozebrać, a które wyremontować. Centralny budynek, który służył Schulzom i ich potomkowie jako budynek mieszkalny i budynki gospodarcze oraz sala pozostały. Kiedy po 1980 roku, rolnik Ernst Becker w październikowym numerze z 1985 „Heimatgrüße” poinformował, że lokal stał się miejscem zebrań. Ściana szczytowa „Alte Schenke” została otynkowana. Odwiedzający i obserwujący mogą tylko w marzeniach zobaczyć ciepły piec kaflowy oraz ćwiartki i achtelki które kiedyś tu pili.
Tłumaczenie Adam i Janusz