cze 202015
 
Zdzisław Kociemba ze swoimi uczniami

Zdzisław Kociemba ze swoimi uczniami

Ojciec był kierownikiem gorzelni do czasu kiedy ona funkcjonowała, później otrzymał 16 ha ziemi i zajmował się przez pewien czas rolnictwem. Oprócz pracy w gorzelni przez kilka lat pełnił również funkcję wójta w gminie w Nietkowicach, a także zastępcy kierownika tartaku w Bytnicy. Następnie znowu powrócił na gospodarstwo które prowadził do roku 1968 kiedy to zupełnie niespodziewanie zmarła na raka moja Matka która nigdy nie chorowała i była po prostu okazem zdrowia.

Pierwszą siedzibą gminy były Brody, a wójt nazywał się Piotr Sas. Następnie siedzibę przeniesiono do Nietkowic gdzie wójtem był mój Ojciec Franciszek Kociemba. Do gminy należały: Pomorsko, Brzezie, Brody, Bródki, Nietkowice, Będów, Radnica i Sycowice.
W chwili mojego przyjazdu do Sycowic nie było tam żadnej szkoły, dopiero z czasem w roku 1946 rozpoczęto nauczanie. Pamiętam, że pierwszym nauczycielem był Pawlukiewicz, zięć Pietrusewiczowej który ożenił się z jej najstarszą córką.
W czerwcu 1946 roku po raz pierwszy po wojnie mieszkańcy Sycowic poszli do urn wyborczych. Krajowa Rada Narodowa jako Rząd Tymczasowy zarządziła referendum ludowe które przeszło do historii pod nazwą 3 x TAK. Hasło referendum brzmiało następująco: „3 x TAK to Polski Twój znak. Jesteś Polakiem powiedz TAK”.
Referendum dotyczyło trzech pozornie ogólnych kwestii i miało być sprawdzianem popularności rządzących krajem komunistów i ich sojuszników.

  1. Czy jesteś za zniesieniem Senatu?
  2. Czy chcesz utrwalenia w przyszłej Konstytucji ustroju gospodarczego, zaprowadzonego przez reformę rolną i unarodowienie podstawowych gałęzi gospodarki krajowej, z zachowaniem uprawnień inicjatywy prywatnej?
  3. Czy chcesz utrwalenia zachodnich granic Państwa Polskiego na Bałtyku, Odrze i Nysie Łużyckiej?

Całe referendum w skali kraju było ordynarnie sfałszowane, a jego przebieg i manipulacje nadzorowała specjalnie oddelegowana do Polski ekipa funkcjonariuszy radzieckich służb specjalnych.
Pamiętam dokładnie, że referendum to w Sycowicach odbyło się w atmosferze ubeckiego terroru. Na wzór sowiecki zostali powołani tzw. dziesiętnicy, którzy wspierali działającego sołtysa. Dziesiętnicy mieli rozpowszechniać wyborczą propagandę i namawiać ludzi do głosowania zgodnie z wytycznymi władzy.
Władzy tej z kolei przeciwstawiali się działacze mikołajczykowskiego Polskiego Stronnictwa Ludowego nie zgadzający się na zniesienie Senatu. Trwała nierówna wojna propagandowa bowiem ubecy skutecznie blokowali stronników ludowców nie pozwalając im na kontakty z ludnością.
Wieś zalana była wizualną propagandą, a na murach i płotach brakowało miejsca na kolejne plakaty. Ubecy pilnowali aby wszystko to co było rozwieszane wisiało w stanie nienaruszonym. Ulotki i plakaty PSL znikały jak przysłowiowa kamfora. Nieprawomyślni i oporni, dni poprzedzające głosowanie i sam dzień głosowania, spędzali w ubeckim „żłobku” w Krośnie Odrzańskim
Podobny scenariusz, a nawet represyjnie gorszy, obowiązywał również podczas pierwszych lutowych wyborów do Sejmu w roku 1947 w czasie których na prezydenta PRL wybrano Bolesława Bieruta. W niecałe dwa lata później, to jest 15 grudnia 1948 roku nastąpiło jak to wtedy określano: zjednoczenie ruchu robotniczego w czasie to którego nastąpiło połączenie Polskiej Partii Robotniczej /Gomółka/ i Polskiej Partii Socjalistycznej /Cyrankiewicz/.
Powstała wtedy Polska Zjednoczona Partia Robotnicza „miłościwie” nam panująca do czasu kiedy Mieczysław Rakowski, ówczesny przywódca Partii wypowiedział znamienne słowa: „ Sztandar PZPR wyprowadzić…”.
W roku 1946 rozpocząłem naukę w liceum w Krośnie Odrzańskim, gdzie uczęszczałem, aż do roku 1948. W między czasie miała miejsce reforma szkolnictwa i chcąc kontynuować naukę według starego programu musiałem przenieść się do Nowej Soli, gdzie zdałem maturę w roku 1951. Zdobyłem tam również uprawnienia pedagogiczne zdając dodatkowo tzw. maturę pedagogiczną.
Ponieważ w tych czasach obowiązywały nakazy pracy, otrzymałem skierowanie do Krosna Odrzańskiego gdzie zaproponowano mi pracę w Toporowie. Byłem tam krótko bo tylko dwa i pół miesiąca, po czym przeniesiono mnie do Brodów.
Po roku czasu zostałem kierownikiem szkoły, ale wtedy wybuchła właśnie awantura koreańska i wszystkich młodych mężczyzn „capnięto” do wojska, a w szkolnictwie pozostały prawie same kobiety. Zebrano nas w dużej sali „Polskiej Wełny” gdzie czekaliśmy na wojskowych „kupców”. Kiedy jednak zobaczyliśmy niebieskie otoki krew odpłynęła nam z twarzy, bo byli to lotnicy gdzie służba trwała 3 lata. Rozpocząłem ją w Oficerskiej Szkole Lotniczej Nr 5 w Radomiu.
Komendantem szkoły był Rosjanin pułkownik Bystrow, a zastępcą Polak podpułkownik Szwarc, szefem sztabu zaś kapitan Beżkowski. Kiedy Rosjanie odeszli dowództwo objęli Polacy, a Komendantem został podpułkownik Szwarc. W roku 1955 otwarto nowe lotnisko w Nowym Mieście nad Pilicą i nasza jednostka została przebazowana do tego właśnie miasta.
Uczciwie rzecz ujmując w wojsku miałem bardzo dobrze, bo byłem kierownikiem tajnej kancelarii do której niewielu miało wstęp i dostęp. Była to jednak duża odpowiedzialność, bo każdy papierek nie miał prawa nigdzie zaginąć. Do dzisiaj pamiętam coroczne kontrole które skrupulatnie sprawdzały dokumenty, papierek po papierku.
Pełniłem też funkcję chronometrażysty prowadząc ewidencję lotów, a także czas ich trwania i rodzaj wykonywanych przez pilotów zadań w powietrzu. Następnie dokonywałem wpisów w książce lotów dla poszczególnych pilotów.
Kiedy nadszedł upragniony przez każdego żołnierza dzień odejścia do cywila, a był to październik roku 1956, pojechałem do domu oczywiście po cywilne ubranie. Okazało się jednak, że w związku z sytuacją w kraju Minister Obrony Narodowej Konstanty Rokossowski, nakazał przedłużenie służby wojskowej do czasu wyjaśnienia sytuacji politycznej co przedłużyło moją służbę o jeden miesiąc, a tym samym trwała ona 37 miesięcy.
No cóż, rozkaz nie gazeta wyjścia żadnego nie było. Obowiązywała pełna gotowość bojowa, spaliśmy w butach i nikt nigdzie nie mógł się ruszyć. Po miesiącu tej nerwówki rozkaz o przedłużeniu służby został odwołany i szczęśliwie wróciłem do domu. W taki oto sposób w wojsku służyłem do roku 1956, a kończąc służbę wojskową załatwiłem sobie przeniesienie do szkoły w Sycowicach. Moi wojskowi przełożeni bardzo życzliwie podeszli do mojej prośby i załatwili wszystko co potrzeba.
Kiedy trafiłem do Sycowic zastałem tam jedynie dwie nauczycielki Panie: Stanisławę Brus i Czesławę Szulgę. Szkoła była siedmioklasowa i nauczałem tam do roku 1962 kiedy to dostałem propozycję objęcia placówki w Będowie, gdzie z kolei pracowałem przez najbliższe 10 lat.
Następnie otrzymałem propozycję zostania dyrektorem szkoły w Nietkowicach gdzie pracowałem do 1977 roku kiedy to z kolei zostałem Zastępcą Dyrektora Szkoły w Czerwieńsku, a następnie Zastępcą Gminnego Dyrektora Szkół w Czerwieńsku i na tym stanowisku pracowałem do czasu likwidacji szkół gminnych.
W 1985 roku przeszedłem na emeryturę i przez 7 lat pracowałem w niepełnym wymiarze czasu pracy w Szkole Podstawowej w Płotach, by definitywnie rozstać się w 1992 roku z nauczycielską pracą. W ten sposób całe moje nauczycielskie życie przebiegało na terenie Gminy i Miasta Czerwieńsk.

Wspomnienia udostępnione dzięki życzliwości autora Cezarego Wocha

(opublikowane na sycowice.net oraz w książce autorstwa Cezarego Wocha Drogi do domu)

Dodaj komentarz...

Witryna wykorzystuje Akismet, aby ograniczyć spam. Dowiedz się więcej jak przetwarzane są dane komentarzy.

Translate »