mar 292015
 
Herb Wilejki (źródło zdjęcia wikipedia.pl)

Herb Wilejki (źródło zdjęcia wikipedia.pl)

Sierpniowe ciepłe popołudnie. Siadamy w altanie ogrodu. Pani Mackiewicz – wydaje się, że tej kobiecie nigdy nie schodzi uśmiech z twarzy – zaczyna opowiadać o swoim przedwojennym dzieciństwie. Brody. 19 sierpień 2014 rok.

Nazywam się Stanisława Mackiewicz i urodziłam się 13 sierpnia 1929 roku na Wileńszczyźnie. A dokładnie na gajówce około 6 km od wioski Poniatycze w dawnym powiecie wilejskim w województwie wileńskim należącym przed wojną do Polski. Teraz te tereny znajdują się w granicach dzisiejszego terytorium Białorusi. Z naszej gajówki do najbliższego miasta Wilejki albo Mołodeczna było około 30 km suchą drogą. Drogą „po błocie” było trochę bliżej ale nikt tamtędy nie przeszedł ani nie przejechał. Wioska Poniatycze była akurat na suchej drodze do Wilejki. Zmorą tamtych terenów były duże watahy wilków.

Mieszkaliśmy na gajówce, ponieważ mój ojciec pracował u Pana w lesie jako gajowy. Był to Pański las przed wojną. Moi rodzice Natalia (1899) i Albin (1896) mieli jeszcze dwie córki Marię (1926) i Leokadię (1927) oraz dwóch synów Stanisława (1931) i Jana (1936). Moje panieńskie nazwisko to Laudańska.

Przy gajówce mieliśmy trochę pola, gdzie sialiśmy zborze i trzymaliśmy zawsze krowy, konia, świnie i owce. Żyło nam się dobrze przed wojną. Ojciec nieźle zarabiał jako gajowy. Mogło nawet lepiej ale nasza mama oszczędzała pieniądze, bo chciała na starość kupić własne mieszkanie. Dopóki ojciec pracował jako gajowy to mieszkanie na gajówce mieliśmy zagwarantowane ale gdyby przeszedł na emeryturę to musielibyśmy się wyprowadzić. Moja mama była sierotą i wychowywała się przy macosze. Nauczyło ją to bardzo oszczędności. Jak chodziliśmy do szkoły i trzeba było kupić nowy zeszyt to musieliśmy matce pokazać, że stary już jest cały zapisany. Dopiero wtedy dała pieniądze na nowy. Pamiętam jak mama zawsze w niedzielę siadała na łóżku po turecku i liczyła pieniądze. Nie miała banknotów tylko srebrne monety. Wszystkie poukładane na kupki i porulowane jak dropsy. My jako dzieci zawsze się temu po kryjomu przyglądaliśmy.

Mama zresztą całe życie oszczędzała i nigdy nie skorzystała z tych pieniędzy, nawet po śmierci, bo zawsze coś jej przeszkodziło. Najpierw przed wojną, gdy miała już trochę pieniędzy uzbieranych to ojciec pożyczył swojemu kuzynowi na budowę domu. Kuzyn wybudował piękny duży dom, wręcz willę. Gdy wojna się zbliżała to kuzyn powiedział ojcu nie mam za bardzo pieniędzy, żeby oddać ale za to możesz z rodziną się przeprowadzić i mieszkać w moim domu. Nie poszliśmy tam mieszkać, bo wybuchła wojna, a kuzyna niedługo po tym albo Niemcy albo partyzanci zabili i pieniądze oraz willa przepadła.

Pamiętam jak Pan przyjeżdżał samochodem do gajówki i tam przesiadał się na taki dwukołowy wóz, który nazywaliśmy liniejka (przyp. fachowa nazwa linijka – oryginalna polska konstrukcja powozowa. Lekki, jednokonny, czterokołowy pojazd z deską, na której siedzi się okrakiem lub bokiem) i jechał oglądać las. Samochodem nie wszędzie mógł w lesie dojechać a koń nawet przez błoto zaciągnie tą liniejkę. Któregoś razu gdy Pan zostawił swoje auto u nas na gajówce matka wysłała mnie gdzieś z młodszym bratem. Kierowca, który przywiózł Pana mówi wsiadajcie do auta to was podwiozę. Ja bardzo chciałam jechać, bo nigdy autem nie jechałam ale młodszy brat Stanisław miał wtedy 3 może 5 lat i bardzo się wystraszył jak kierowca odpalił silnik. Zaczął płakać i krzyczeć, tak że nie dało się go uspokoić. Moje marzenie o przejażdżce autem prysło i musiałam iść z bratem pieszo.

Przed wojną nasza szkoła była czteroklasowa. Do pierwszej klasy chodziło się rok, do drugiej też rok, do trzeciej dwa lata a do czwartej klasy trzy lata, żeby było w sumie 7 lat nauki. W sali po jednej stronie siedziała jedna klasa a po drugiej druga klasa, a nauczyciel chodził środkiem i uczył obie klasy naraz. Najczęściej było tak, że te łobuzy z czwartej klasy już się nie uczyli na lekcjach tylko przeszkadzali młodszym. Nasze rodzeństwo miało utrudniony dostęp do nauki, bo do najbliższej szkoły mieliśmy 6 km. Przez to nigdy nie szliśmy do szkoły we wrześniu tak jak pozostałe dzieci tylko zawsze później. Najczęściej po Bożym Narodzeniu, gdy pomogliśmy przy wykopkach i innych pracach gospodarskich jak chociażby pasienie krów. Potem musieliśmy nadrabiać w szkole zaległości. Przed wojną chodziłam już do szkoły. Do wybuchu wojny skończyłam dwie klasy. Dokładnie nie pamiętam ale chyba jak byłam w drugiej klasie to matka oddała nas do szkoły do miasta Mołodeczna. Mama wynajęła nam kwaterę i tam mieszkałam z dwiema siostrami i bratem, gdzie chodziliśmy do szkoły.

Przed wojną zdążyłam jeszcze razem z moim młodszym bratem Stanisławem przyjąć Pierwszą Komunię Świętą. Najmłodszy brat Jan do Pierwszej Komunii poszedł dopiero po wojnie.

  Jedna odpowiedź do “Wspomnienia Stanisławy Mackiewicz cz. I – życie przed wojną”

  1. PAN Czesław Mackiewicz tu w Zielonej Górze ma z nami działkę po sąsiedzku 🙂 Swój Swojego zawsze znajdzie 🙂

Dodaj komentarz...

Witryna wykorzystuje Akismet, aby ograniczyć spam. Dowiedz się więcej jak przetwarzane są dane komentarzy.

Translate »