lip 112015
 
Źródło zdjęcia pixabay.com

Źródło zdjęcia pixabay.com

Ogiery co roku jakiś czas były w Blumberg
Stacjonowali w restauracji „Alte Schänke” – regularnie z miejscowości wzorowe konie wybierano do Wehrmachtu

Kiedy byłem małym chłopcem, to Reichswehra kiedyś ćwiczyła u nas we wschodniej części powiatu Crossen przekraczanie rzeki. Artyleria pojechała na północny brzeg Odry i symulowała przygotowania artyleryjskie do ataku na śląską stronę rzeki. Potem piechota i kawaleria dokonała zmiany brzegu. Ten oddział prawdopodobnie obejmował także Pułk Ułanów z sąsiedniego miasta Züllichau. Na mnie wrażenie wtedy zrobiły konie, które na długiej wodzy przekraczały za pontonami Odrę. Skąd jednak jednostki Cesarskiej Armii Pruskiej a później Reichswehry i Wehrmachtu wzięły tyle koni? W 1939 r. dywizja piechoty Wehrmachtu głośno i w silny sposób posiadała 1743 koni wierzchowych, 2100 lekkich i 999 ciężkich koni pociągowych. Nawet jako chłopiec mogłem na podstawie przeżyć w mojej rodzinnej miejscowości odpowiedzieć na pytanie o pochodzenie koni: ze stadniny, a zwłaszcza od rolników. Od czasów Reichswehry byłem świadkiem corocznego zabierania źrebaków i roczniaków. Tutaj komisja kupowała wybrane młode konie. Zwierzęta te następnie zabierano z chłopskich stajni wiejskich do Remonteschulen, gdzie były przygotowywane do służby wojskowej. Tak więc, w rodzinnych gospodarstwach w Brandenburgii hodowla koni o zadowalającej jakości była możliwa już za pruskiego króla Fryderyka Wilhelma II. W 1788 roku doprowadził do założenia stadniny w Neustadt nad Dosse. Najpierw próbowano hodować tam rasowe, szybkie i silne konie pełnej krwi angielskiej i arabskiej na potrzeby reprezentacyjne i kawalerii. Położone w niej nadzieje nie doszły do skutku tak jak się tego spodziewano. Dlatego takie rasy ogierów Trakehner, Hannoveraner, Holsteiner i Oldenburger spełniały wymagania rolnictwa. Ogiery z wyżej wymienionych ras, w moich dziecięcych i młodzieńczych latach, każdego roku przez kilka miesięcy stacjonowały w stajni przy gospodzie Wilhelma Keßlera, a później nazwana „Alte Schänke”. 

Mam w pamięci nazwiska stajennych Gräske Müller i Ottenberg. Gräske był z Groß-Blumberg, gdy karczma była jeszcze własnością Wilhelma Keßlera. Stajenni Müller i Ottenberg przyszli zza Odry, tak jak rodzina Voerkel, która prowadziła gospodę pod nazwą „Alte Schänke”. Codziennie rano, niezależnie od pogody, obowiązkiem stajennych znajdujących się w wiosce były przejażdżki konne na dwóch ogierach, aby zapewnić ogierom niezbędny ruch. Ojcowie niezliczonych źrebiąt zachowywali się zwykle dość energicznie i dziko. Dlatego jeździec często miał pełne ręce roboty, aby je ujarzmić. Ogiery po dwóch trzech godzinach wracały do stajni zlane potem i były rzeczywiście spokojniejsze. Oba zwierzęta chciał być wytarte, wyczyszczone i nakarmione. Następnie rozpoczynał się prawdziwy cel ich istnienia – krycie. Klacze rasowe z rują były naturalnie nie tylko we wsi, ale bardzo często wiele kilometrów z okolicy. Ten kto oczekiwał potomstwa (koni) z nie najlepszych matek był na złej drodze. Oprócz niektórych większych rolników, którzy mieli pojecie o koniach to najczęściej drobni rolnicy (biedni) kupowali konie niewiadomego pochodzenia od wędrownych handlarzy, które były “starymi kosiarkami” i mało warte. Tak pamiętam młodego rolnika, który rozpoczął nową hodowlę i kupił niewyrośniętą klacz z oklapłymi uszami rasy Rotschimmel. Po źrebaku można było rozpoznać rasę ojca ale wady miało po matce. Więksi rolnicy mieli klacze czysto rasowe z rodowodem Trakehner. Chcieli silnego konia do pracy w polu, aby mógł ciągnąć nowy, ciężki sprzęt. Ogier rozpłodowy Hannoveraner lub Oldenburger nadawał się do tego w pełni. Tak wyszło, że wałach miał długie nogi i był kościsty z nieproporcjonalnie zbyt dużą głową i krótkim kłębem. Nadawał się do pracy ale nie był piękny. Jeszcze o innych takich “mieszankach” mogę opowiedzieć. Ale to naprawdę nie jest moja sprawa. Raczej chciałem opisać w 1984 roku stadninę, która była częścią życia naszej wsi. Więc napisałem do Rady miasta Neustadt (Dosse) i poprosiłem o wszelkie istniejące informacje o stadninie. Rzeczywiście okazało się daremne. I nawet nie otrzymałem odpowiedzi. Cóż spróbowałem ponownie w zeszłym roku. I oto po kilku dniach dostałem piękny list od kierownika biura z informacją , że przekazał mój list do stadniny. Stamtąd szybko otrzymałem ilustrowaną broszurę, która pochodziła z czasów NRD, ale jej zawartości odzwierciedlała to, czego się spodziewałem. Z przykrością stwierdził, że w znacznym stopniu zaniedbano rozszerzenie działalności stadnin nad Odrą. Niemniej jednak mam nadzieję, że czytelnikom podobały się wspomnienia z czasów gdy jedno- lub dwukonne „silniki owsiane” były tak ważne jak dzisiejsze 75 lub 100 KM pod maską. Być może jeden albo drugi żyjący jeszcze rolnik czytając ten artykuł w myślach zatęskni za czarnym lub brązowym, w tym czasie Liese lub Lotte.

Tłumaczenie artykułu Kurta Kupscha, nieżyjącego już niemieckiego historyka – amatora, który zgłębiał regionalną historię. Artykuł został opublikowany w czasopiśmie Crossener Heimatgrüsse.

Tłumaczenie Adam i Janusz

Dodaj komentarz...

Witryna wykorzystuje Akismet, aby ograniczyć spam. Dowiedz się więcej jak przetwarzane są dane komentarzy.

Translate »