sty 182021
 

Na naszym blogu do tej pory przedstawialiśmy życiorysy i wspomnienia żołnierzy I Armii Wojska Polskiego, aż znaleźliśmy w internecie dosyć obszerną wzmiankę o żołnierzu AK Czesławie Wajlerze, który mieszkał w Nietkowicach. Materiał wraz ze zdjęciami zaczerpnięty w całości ze strony www.zaporczycy.com.pl

Czesław Wajler urodził się 10 maja 1929 roku w Turobinie w rodzinie Jana i Marii z domu Morawskiej. Ukończył siedem klas szkoły powszechnej.
Swoją działalność konspiracyjną rozpoczął późno, bo dopiero 20 maja 1946 roku. Tego dnia nawiązał kontakt z partyzantami i wstąpił do oddziału Michała Szeremieckiego „Misia” podporządkowanego rozkazom mjr. Hieronima Dekutowskigo „Zapory”. Przyjął pseudonim „Chmura” i pełnił funkcję sekcyjnego [1]. Jego młodszy brat Leon również należał do oddziału.
Czesław Wajler ujawnił się 22 marca 1947 roku przed funkcjonariuszami Powiatowego Urzędu Bezpieczeństwa Publicznego w Krasnymstawie. Zdał karabin, granat oraz 14 sztuk amunicji. Po otrzymaniu zaświadczenia powrócił do rodzinnego Turobina, gdzie prowadził własne gospodarstwo rolne. Nie zerwał jednak kontaktów konspiracyjnych. Utrzymywał kontakt z partyzantami Mieczysława Pruszkiewicza „Kędziorka” oraz Piotra Smagały „Sroki”. Często w jego domu przebywał Władysław Kochański „Szef”, który ukrywał się przed resortem bezpieczeństwa[2].
3 lipca 1947 roku „Chmura wziął udział w napadzie przygotowanym w lesie żabińskim na jadącą z pocztą furmankę z Turobina do Żółkiewki. Partyzanci zatrzymali jadącą furmankę i po krótkiej strzelaninie przejęli jej zawartość. Przebieg akcji potwierdził zeznający później w śledztwie Wajler: Gdy milicjant zbiegł, wtedy furmanką wiozącą pocztę wjechaliśmy dalej w las, zdjęliśmy worek z pieniędzmi i pocztę, zabraliśmy pieniądze, a worek z pocztą został w lesie. Pieniędzy było około 80 tys., ja otrzymałem z tego dwa tysiące a resztę Smagała zabrał mówiąc, że ta reszta pieniędzy są przeznaczone na rannych z oddziału „Zapory”[3]. Ponadto w nocy z 2 na 3 września 1947 roku „Chmura”, wraz z oddziałem „Sroki”, wziął udział w napadzie na spółdzielnie „Rolnik” w miejscowości Wysokie w Powiecie krasnostawskim[4].

6 września 1947 roku funkcjonariusze MO z Turobina zatrzymali Stanisława Białosza „Szerszenia” i Bolesława Dropkowskiego, którzy przewozili furmanką zabrane ze spółdzielni w Wysokiem towary. Podczas śledztwa w PUBP Krasnystaw wymienili oni wszystkich uczestników akcji na spółdzielnię. W wyniku zeznań funkcjonariusze urzędu Bezpieczeństwa jeszcze tego samego dnia aresztowali „Chmurę”, który został osadzony w krasnostawskim areszcie, a później przewieziony na lubelski Zamek.

Wyrokiem Wojskowego Sądu Rejonowego z dnia 11 grudnia 1948 roku Czesław Wajler „Chmura” został skazany na 10 lat pozbawienia wolności [5]. Po wyjściu na wolność wyjechał w okolice Zielonej Góry, gdzie założył liczną rodzinę (miał 5 córek i jednego syna) oraz osiedlił się na stałe w Nietkowicach. Pracował trzymając się różnych zawodów, ponieważ ze względu na swoją przeszłość konspiracyjną nie mógł długo pracować w jednym miejscu. Często po donosach był zwalniany z pracy. Prowadził również gospodarstwo rolne. Jeszcze w latach 70. XX wieku milicja prowadziła przeciwko niemu kontrolę operacyjną o kryptonimie „Chmurka”. Zmarł w 1988 roku.

PRZYPISY:

[1] Archiwum Instytutu Pamięci Narodowe (dalej: AIPN) BU 0187/20/5, Kwestionariusz osobowy Czesława Wajlera, 24.03.1979r., Lublin, k. 18
[2] Ibidem; AIPN Lu 01/435/4, Protokół przesłuchania podejrzanego Czesława Wajlera, 19.09.1947 r., Krasnystaw, k. 73; Protokół przesłuchania podejrzanego Czesława Wajlera, 2.10.1947 r., Lublin, k. 79; Protokół przesłuchania podejrzanego Stefana Marka, 21.10.1947 r., Biłgoraj, k. 85;
[3] Cyt za: D. Piekaruś, Piotr Smagała „Sroka”, [w:] Zapomniani Wyklęci. Sylwetki żołnierzy powojennej konspiracji antykomunistycznej, pod red. J. Bednarka, M. Biernat, Warszawa 2019, s. 395.
[4] AIPN BU 0187/20/14, Akt oskarżenia przeciwko Wajlerowi Czesławowi, Białoszowi Sztanisławowi, Kuśmierzowi Józefowi, Dropkowi Bolesławowi, Janowi Smagale, Ludwikowi Kaliniakowi, 16.10.1947r., Krasnystaw, k. 206.
[5] Idem, Wyrok Wojskowego Sądu Rejonowego w Lubline z dnia 11 grudnia 1948 roku, Lublin, k. 210-213.

lis 122020
 

Robiąc kwerendę różnych dokumentów w różnych archiwach w Głosie Wielkopolskim znaleźliśmy artykuł ppor W. Rodziewicza pt Osadnictwo wojskowe na ziemiach odzyskanych zamieszczony w czwartek 23 sierpnia 1945 roku. Warto też wspomnieć, że Głos Wielkopolski ukazuje się nieprzerwanie od 16 lutego 1945 roku. Pierwszy numer ukazał się jeszcze w czasie bitwy o Poznań.

Archiwalne wydania Głosu Wielkopolskiego znajdują się w Wielkopolskiej Bibliotece Cyfrowej i tam też znaleźliśmy ten artykuł. Cały artykuł na zdjęciu w galerii.

grupa operacyjna z jednostki ob. Kurenkowa, złożona z 20 osób operująca w powiecie Krosno pod dowództwem por. Szlapińskiego wybrała dwie wsie Duży Kwiatowiec i Strasburg, gdzie zabezpieczyła 13 koni, 41 krów, 66 świń, 318 kóz, 3232 krzeseł, 939 szaf, 1037 stołów, 1377 łóżek, 134 maszyn do szycia, 45 sieczkarń, 35 młockarń, 7 żniwiarek, 28 pługów i wiele, wiele innego dobytku. Zabezpieczywszy gospodarstwa grupa por. Szlapińskiego przystąpiła do sprowadzenia rodzin…

mar 012019
 

Wspomnienia Jana Messyasza odbiły się mocnym echem, dlatego chcemy przedstawić poezję, którą pisał bohater wspomnień. Będąc na emeryturze ostatnie lata życia Jan Messyasz spędził w Domu Zbowidowca, gdzie miał czas na przemyślenia i na pisanie.
Wnuczka Pana Jana Messyasza przekazując nam zdjęcia i tą poezję powiedziała, że był to człowiek, który lubił żartować i mówić rymami. Taka jest poezja – można rzec, że satyryczna. Jeszcze raz dziękujemy wnuczce Pani Katarzynie.

Nowy Hymn Polski

Jeszcze Polska nie zginęła

Bo jeszcze żyjemy

Ale w takim dobrobycie 

Niedługo zdechniemy.

Nie ma mięsa, masła, jajek

zniknęła słonina

Trzeba będzie chyba z głodu

Jeść dzieła Lenina.

Zawiedziony, wygłodzony

Naród się buntuje 

Wnet na władzę towarzyszy

Pięści pokieruje.

Mówił Gierek do swej Stasi

Drżący i ponury

Słuchaj, ponoć Naród chce się

dobrać nam do skóry.

Już za sobą lat 35

mamy demokracji

Ale cukier wciąż na kartki

jak za okupacji.

Wszystkie ceny nasze władze

ciągle podwyższają

Regulując co nam dali

zaraz odbierają.

Marsz marsz Polacy

Bez jedzenia do pracy

Pod partii przewodem

rząd zamorzy nas głodem.

Cóż nam z tego, że wszedł Kania

Na wysoki stołek

Gdy musimy z oszczędności

W tyłek wbijać kołek

Chociaż sami ledwo, ledwo

Już dyszymy z głodu

Naszym mięsem odżywiamy

Przyjaciół ze Wschodu.

Naród musi poznać prawdę

Jak wygląda ona

W tym przypadku i stu Kani

Cudów nie dokona.

Za granicę za pół darmo

wszystko oddajemy

kapitalizm się bogaci

a my biedniejemy.

Skutki tego dobrze widać

i każdy to przyzna

w Polsce zamiast dobrobytu

Jest głód i drożyzna.

Rząd ma także i sukcesy

przyznać im to trzeba

w Polsce można bez kolejki

dostać się do Nieba.

Gdy się trochę zastanowisz

To przyznasz po chwili – racja

Nie o taką przecież Polskę

Nasi ojcowie walczyli.

Jeden Polak jest Papieżem

Drugi siedzi przy Carterze

Kilku przed Breżniewem klęczy

Reszta w kolejkach się męczy.

Ojcze Święty Pawle Drugi

spłać za Polskę wszystkie długi

Czy to w lirach czy w dolarach

Bo się Polska nam rozwala.

Pomóż aby w siłę rosła

Miała wodza a nie osła

Mamy już po dziurki w nosie

To moskiewskie nienażarte prosię

Wszystkie kraje ssie jak może

a najwięcej – Polskę, Boże !

Messyasz Jan

Dom Zbowidowca

pawilon”A”

ul. Lubuska 11/107

65-265 Zielona Góra

Wspomnienia

na dzień XXXV rocznicy Ludowego Wojska Polskiego

Trzydzieści pięć lat wspomnień spod Lenina aż do Berlina

Polski żołnierz przy boku Armii Radzieckiej kroczył.

Doznawał chłodu i głodu, krwią broczył.

Były ciężkie działa, armaty, pociski się rozrywały,

szarpiąc ludzkie ciała i szaty.

Żołnierz polski czuwał przy karabinie maszynowym w ubogim mundurze,

nakryty płaszczem-pałatką, wiatr przewiewał po jego wychudłej skórze.

Czekał na rozkaz szturmować wroga.

Przyszedł czas – nastąpiła trwoga. Hitlera niedługo cholera ciśnie

Polski żołnierz u boku Armii Radzieckiej okazał swe męstwa.

Wyszła na ulice staruszka, podniosła ręce do nieba – krzyknęła !

Wolna Ojczyzna, wolna Warszawa kochana, wolne więzienia, gnębione obozy

krematoria, męczeństwo. Cała polska ziemia była łzami i krwią zalana

A na Dzień Zwycięstwa już wyrosła trawa zielona. Kroczyły Pułki wyzwalające:

Kraków, Łódź, Poznań, Pomorze

Hitler ze złości rwie włosy na głowie i spać już nie może.

II Polska Armia forsuje Odrę i Nysę Łużycką,

zdobywa Rottenburg, ale do Berlina nie jest blisko.

Toczą się walki pod Budziszynem, Dreznem i Łabą

Hitlerowi zrobiło się całkiem słabo. Polscy żołnierze dotarli do hitlerowskiej skóry.

Dnia 8-go maja wszyscy hitlerowscy faszyści uklękli na kolana w Berlinie, podnieśli ręce do góry !

Polski żołnierz stanął na granicy: Odrze i Nysie Łużyckiej. Ku chwale ojczyzny uprawia prastare piastowskie hektary, chociaż zmęczony wojną i jest już stary.

Pokolenie polskich żołnierzy i weteranów buduje domy, fabryki, szkoły i świetlice, do których przychodzi dziatwa mała i miłe dziewice.

Polski żołnierz wolności zdobył sławę trzydzieści pięć lat temu na polu chwały.

A nad Polska Ludową szerokie rozłożył skrzydła Orzeł Biały.

Na tę rocznicę rozbrzmiewa wielka sława, że jest odbudowana stolica wielka Warszawa.

My polscy żołnierze weterani włożyliśmy wytężony zwycięstwa trud za Wolność i Lud.

Nie rzucim ziemi skąd nasz ród, polski my Naród, polski ród.

Opracował i napisał ogniomistrz II-ej Armii Ludowego Wojska Polskiego.

III-a Dywizja 69 Pułku Artylerii Przeciwlotniczej, III Bateria

Jan Messyasz ur. 12.05.1897 r. w Makowiskach woj.częstochowskie.

(,,,,,,,,,,,,podpis nieczytelny).

lut 152019
 

Będąc ostatnio w Archiwum Państwowy w Zielonej Górze udało natrafić się na archiwalne wspomnienia weteranów II Wojny Światowej, które spisywali w latach 60-,70-, i 80-tych. Wśród nich byli też mieszkańcy naszych wiosek. Przedstawiamy wspomnienia Jana Messyasza z Nietkowic. Pisownia oryginalna. Dziękujemy za pomoc Pani Halinie Węgrzyn, która „rozszyfrowała” dla nas nieczytelne pismo. Wspomnienia wzbogaciła zdjęciami i dokumentami wnuczka Pani Katarzyna.

RELACJA KOMBATANCKA
MESSYASZ JAN SYN WALENTEGO UR. 1897 RELACJĘ ZŁOŻONO DN. 24.06.1977
TEMAT: LWP – II ARMIA
RELACJĘ PRZYJĘŁA KOMISJA HISTORYCZNA PRZY ZARZĄDZIE KOŁA MIEJSKIEGO ZBOWiD W ZIELONEJ GÓRZE DN. 24.06.1977

RELACJA KOMBATANCKA /ankieta/

Pochodzenie – chłopskie
Data i miejsce urodz. – 12.05.1897
Zawód i miejsce zatrud. – urzędnik pocztowy, ochrona mienia PKO
Przynależność do organ. – ZSL, ZBOWiD
Działalność społeczna – ławnik sądowy,
Działacz Społeczny ZSL (prezes – skarbnik Nietkowice)
Środowisko kombatanckie – II Armia LWP
Działalność kombatancka – wrzesień 1944 – 69 PAP, plutonowy ogniomistrz – instr. chemii zdemobilizowany 16.09.1945
Posiadane odznaczenia – złoty krzyż zasługi 6.II.1970, medal za Berlin 9.V.1969, Odra Nysa Bałtyk 27.8.1945 Za Pabiedu 9.V.1946 Za zwycięstwo i wolność 1946 Brązowy za zasługi obronności 1946 Relację kombatancką przyjął, dnia 22.06.1977 r.

Relacja kombatancka
Kol. Messyasz Jana
Wcielony zostałem do 69 Paplot (Pułk Artylerii Przeciwlotniczej), dnia 12.9.1944 r w Garwolinie. Miejsce postoju pułku Abramowice koło Majdanka. D-cą pułku był w stopniu majora oficer Radziecki Agurejew. Szefem Sztabu był major Chantonow. Przydzielony zostałem do 3-ciej baterii 3-go dywizjonu na stanowisko szefa baterii w stopniu plutonowego. Następnie skierowano mnie na szkolenie instruktorów chemików, który trwał 6 tygodni. Po skończeniu kursu szkoliłem żołnierzy baterii w zakresie chemicznym. Po rozpoczęciu ofensywy styczniowej w 1945 r. Pułk został przeznaczony do ochrony przeciwlotniczej mostów w Warszawie. W tym czasie nalotów niemieckich na mosty nie było. Następnie w końcu stycznia 1945 pułk został skierowany do Łodzi, gdzie bateria osłaniała zakłady przy ul. Daszyńskiego. W lutym 45 pułk został skierowany do Poznania do osłony dworca głównego i zakładów przemysłowych. A nasza bateria osłaniała tory kolejowe w kierunku Wrocławia. Na początku marca 1945 r skierowano pułk do Gorzowa Wlkp, gdzie jak pamiętam osłanialiśmy dworzec kolejowy. W dalszym ciągu dyslokowano pułk w rejon Kostrzyna, a następnie do Oleśnicy koło Wrocławia, gdzie przybyliśmy początkiem kwietnia. Pułk osłaniał dworzec i węzeł kolejowy. W dniach 13 – 14.4.1945 pułk skierowany został w rejon Zgorzelca z zadaniem wzięcia udziału w ofensywie w dniu 16.04.45r. W dniu 16.04.45 o godz. 4.40 rozpoczęła się ofensywa a następnie pułk przeprawił się na drugą stronę Nysy. Bateria nasza brała udział w przygotowaniu ogniowym do natarcia. Bateria bez strat dotarła do Rottenburga następnie w okolice Budziszyna. Pamiętam, że w godzinach wieczornych bateria i pułk nasz przechodził przez palący się Budziszyn. Po przejściu Budziszyna dowiedzieliśmy się, że jesteśmy odcięci i znajdujemy się w okrążeniu. W czasie natarcia bateria nasza zniszczyła jeden czołg w strzelaniu na wprost. Nasza bateria z powodu braku dowozu amunicji posiadała tylko cztery pociski. W tym czasie bateria nasza poniosła straty: 3 zabitych i kilkunastu rannych od pocisków artylerii niemieckiej. Nie pamiętam kiedy, ale przypominam sobie, że spotkaliśmy wycofujących się żołnierzy 26 p.p . Wspólnie zorganizowano obrony osłaniając i nasz pułk i nieprzyjacielskie ataki zostały powstrzymane. Obrona trwała około 2 dni. Następnie przyszły na pomoc wojska Radzieckie, które odparły nieprzyjaciela. Po trzydniowym odpoczynku z jednostkami II Armii przeszliśmy do Pragi Czeskiej, gdzie przebywaliśmy dwa dni. Następnie nasz pułk skierowany został do Neustadt, gdzie zastała nas kapitulacja. Po dwu tygodniach pułk przeniesiony został do Garnizonu w Lesznie Wlkp. W czasie walk bateria nasza posiadała następujące uzbrojenie: 4 działa p.plot 37mm, żołnierze wyposażeni byli w Kb i pepesze. Żołnierze na baterii nie posiadali hełmów. Z żołnierzy którzy służyli ze mną w czasie wojny pamiętam: plutonowy Jurewicz Stanisław, szeregowy Kobusiński Kazimierz, szeregowy Sobiech Władysław. Posiadam zaświadczenie wydane przez d-cę 69 paplot Nr 30/31 z dnia 17.03.1945 o mianowaniu mnie do stopnia ogniomistrza. Po przybyciu jednostki do Leszna w m-cu lipcu 1945 r skierowany zostałem jako magazynier wraz z 20 żołnierzami na akcję żniwną do miejscowości Hammer (obecnie Radzyń) koło Sławy Śląskiej. Część żołnierzy baterii zajmowała się żniwami a ja z żołnierzami magazynowałem zboże w barakach po jeńcach wojennych. Jak pamiętam przyjąłem do magazynowania około 40 ton zboża, które przekazałem administracji miejskiej w Sławie Śląskiej. Po zakończeniu akcji żniwnej zostałem zdemobilizowany w dniu 16.09.1945 r. Po zdemobilizowaniu przybyłem do Nietkowic powiat Krosno n/Odrą jako osadnik wojskowy. Po przybyciu do Nietkowic uruchomiłem punkt sprzedaży artykułów reglamentowanych a w sierpniu placówkę tj. Agencję Urzędu Pocztowego. W późniejszym okresie pracowałem w różnych zakładach w Zielonej Górze biorąc udział w różnych pracach społecznych.

Wywiad z Kol. Janem Messyaszem z Nietkowic odnośnie uzupełnienia danych do jego wspomnień z okresu walki II Armii Woj. Polskiego

Kol. Jan Messyasz był żołnierzem 69 pułku artylerii przeciwlotniczej pod dowództwem pułkowym majora Agurejewa, a szefem sztabu był major Charłamow, naszym dowódcą plutonu był pomocnik Kondakow. Kol. Messyasz był wówczas jeszcze plutonowym, a później otrzymał nominację na ogniomistrza w dniu 17.03.1945r. Nysę Łużycką forsował w nocy z 15/16 kwietnia 1945r, o godz. 4.40 w rejonie Żary – Żagań. Po sforsowaniu Nysy szli dalej w kierunku Budziszyna. Zawieszenie broni zastało go w mieście Neu-Stadt. Zdemobilizowany zostaje dnia 16.09.1945 i osiedla się w Nietkowicach, gdzie dotąd mieszka. W 1946 w Nietkowicach organizuje przedszkole przy współpracy Ob. Szrefel Józefy, Dybowskiej Zofii, Bykowskiej Anny, osoby te również osiedliły się w Nietkowicach. Jeszcze w roku 1946 w czerwcu zorganizuje, po przeszkoleniu, agencję pocztową w Pomorsku. Naczelnikiem obwodu pocztowego w Krośnie był wówczas ob. Borkowski Jan, obecnie zamieszkały w Puszczykowie pod Poznaniem. Z okresu przed kampanią na Berlin Kol. Jan Messyasz pracował na poczcie w Warszawie od 1923 roku do 20 lipca 1944, kiedy to porzucił pracę na poczcie i uciekł na prawy brzeg Wisły, gdzie już były wojska radzieckie i polskie. Dnia 12-go września 1944 został wcielony do wojska. Kol. Jan Messyasz z opisanego okresu posiada: 1/ zdjęcia, 2/ dokument nominacyjny, 3/ dokument odznaczenia radzieckiego. Powyższy wywiad przeprowadzono w dniu 1 maja 1971 r.

podpis nieczytelny

Jan Messyasz zmarł 22.01.1983 roku i swoją ostatnią wolą został pochowany na jednym z warszawskich cmentarzy








		
sty 182019
 

Będąc ostatnio w Archiwum Państwowy w Zielonej Górze udało natrafić się na archiwalne wspomnienia weteranów II Wojny Światowej, które spisywali w latach 60-,70-, i 80-tych. Wśród nich byli też mieszkańcy naszych wiosek. Przedstawiamy wspomnienia Józefa Kołogreckiego z Pomorska. Pisownia oryginalna.

Kołogrecki Józef Pomorsko, dnia 27 sierpnia 1979r.

66-105 Pomorsko

Przebieg służby wojskowej

W czasie pobytu w ZSSR mieszkałem w miejscowości Neja obłast Jarosławska. Do wojska wstąpiłem 1 czerwca 1943 r. w Sielcach nad Oką. Otrzymałem przydział do drugiej baterii 1 dywizjonu 1 pułku artylerii lekkiej I DP. Po ukończeniu szkolenia uczestniczyłem w bitwie pod Lenino gdzie brałem udział w szturmie na okopy nieprzyjaciela pod dowództwem kpt Ambroziewicza, który był d-cą II plutonu. Po zakończonej bitwie wraz z całą I DP został zluzowany do odwodu. Następnie przeszedłem szlak I DP przez Łuck, Równe, Lublin, Dęblin do Warszawy gdzie brałem udział w wyzwalaniu jej prawobrzeżnej części tj. Pragi. Następnie pod Jabłonną pod obstrzałem nieprzyjaciela przeprowadziłem baterię na stanowiska ogniowe jako d-ca II plutonu. D-cą dyonu był w tym czasie kpt Żachowski a d-cą I plutonu por. Tadeusz Szulc. Następnie brałem udział w wyzwoleniu Warszawy. Potem przez Bydgoszcz wraz z całą I Armią dotarłem do Wału Pomorskiego. W czasie szturmu na bunkry niemieckie pod Jastrowiem w czasie kontrataku Niemców dnia 6 lutego 1945 r o godzinie. 16.30 w walce obronnej na wysuniętym stanowisku baterii zostałem ranny w nogę. Po tym zostałem skierowany do szpitala w Otwocku. Świadkami tej walki byli:

  • kpt Pawłowski – d-ca zwiadu dyonu,
  • kpt Szlachto – z-ca d-cy ds. polit.,
  • kpt Żachowski – d-ca dyonu,
  • mjr Kempicki – szef artylerii pułku

Dowódcą pułku w tym czasie był płk Raskow.

Po wyzdrowieniu 9 lipca 1945 r zostałem zdemobilizowany.

Posiadam następujące odznaczenia:

  • Krzyż Walecznych nadany 21 listopada 1945 r,
  • Krzyż za Lenino – nadany 13.X.1945r,
  • Medal za wyzwolenie Warszawy nadany 1.XI.1946 r – radzieki,
  • Medal za Zwycięstwo – nadany 1.XI.1946 r – radziecki,
  • Medal zwycięstwa i Wolności nadany 9.V.1946 r,
  • Medal za Warszawę – nadany 19.IX.1946 r,
  • Odznaka Grunwaldzka – nadana 20.VII.1946 r,
  • Medal za udział w walkach o Berlin nadany 5.V.1970 r,
  • Medal za zasługi dla obronności kraju – nadany 10.X. 1978 r.

Przebieg pracy po demobilizacji.

Po wyjściu ze szpitala i demobilizacji wyjechałem do ZSRR miejscowość Neja w Jarosławskiej obłastii gdzie pracowałem w internacie polskiej szkoły gdzie byłem instruktorem wojskowym /wojnrukiem/ i wychowawcą starszej grupy. W 1946 r powróciłem do kraju i osiedliłem się w Pomorsku gdzie byłem sołtysem komisarycznym a do moich obowiązków należało prowadzenie meldunków osadników, wydawanie zboża do siewu i ziemniaków do sadzenia na skrypty dłużne. Od 1948 r pracowałem w charakterze strażnika na poczcie w Zielonej Górze przez okres 6 lat. Obecnie nigdzie nie pracuję ze względu na wiek i stan zdrowia.

Józef Kołogrecki


sty 112019
 

Stanisław Pikuła

Będąc ostatnio w Archiwum Państwowy w Zielonej Górze udało natrafić się na archiwalne wspomnienia weteranów II Wojny Światowej, które spisywali w latach 60-,70-, i 80-tych. Wśród nich byli też mieszkańcy naszych wiosek. Przedstawiamy wspomnienia Stanisława Pikuły z Brodów. Pisownia oryginalna.

 

 

Pikuła Stanisław

Brody 30 pocz. Pomorsko

gm Sulechów

Urodziłem się w 1921 r 16-X w Chomęciska-Duże gm Stary-Zamość pow. Zamość w rodzinie chłopskiej małorolnej. Tam skończyłem szkołę podstawową i do 1938 r tam żyłem i pomagałem w gospodarstwie rodzicom a 1938 roku rodzice kupili mało gospodarstwo z parcelacji państwowej w wojew. Tarnopolskim pow Zborów i tam wyjechałem wraz z rodzicami i resztą za poszukiwaniem trochę chleba bo rodzina dorastała a była dość liczna. Tam zaraz zacząłem się uczyć zawodu rolniczego w w Pys Rolniczym. Po klęsce wrześniowej zostaliśmy internowani do Z.S.S.R. Na Ural do Krasnouralska i tam pracowałem przy różnych pracach i trochę uczyłem się nowych zawodów nierolniczych ale ja miałem zawsze we krwi pracować na ziemi. Na początku 1942 r z Uralu przyjechaliśmy do Kujbyszowskiej Obłaści Wiacko Polański rejon i tam pracowałem w Kołchozie i prowadziłem kołchozowe ogrodnictwo. W 1943 r w maju wraz z moim bratem Leonardem zostaliśmy zmobilizowani do wojska z tamtej ostatniej miejscowości. Po przybyciu do Sielc nad Oką i po dokonaniu różnych zabiegów organizacyjnych zostałem wraz z bratem przydzielony na podoficerską szkołę dywizyjną. Po skończeniu szkoły i zdaniu pomyślnie egzaminu zostaliśmy przydzieleni do 1. pułku 3 bat. 8 komp. Jako kaprale na dow. drużyn małych moździerzy a jako zastępca dowódcy plutonu i tak ruszyliśmy na front. Po rozmaitych marszach i przemarszach zbliżając się do linii frontowej. Z rozkazu do-cy pułku zostałem przydzielony do plutonu wartowniczego przy magazynach Dywizyjnych. Po krótkim tam pobycie poprosiłem się o powrotne skierowanie mnie do Kompanji bo tam był mój brat jak i inni koledzy z którymi zżyłem się bardzo i było mi tam bardzo dobrze i prośba została przyjęta. Podczas bitwy pod Lenino przed Przejsamą Mireją został ranny nasz d-ca plutonu i dalej ja przejąłem dowodzenie plutonem. Po zdobyciu linji obronnych nieprzyjaciela piechoty wdarliśmy się w głąb pozycji nieprzyjacielskich aż pod linje obronne artylerii i tam zaczęło się jeszcze straszniejsze piekło bo i straciłem kilku chłopców i wyczerpały się zapasy amunicji no i całkowicie z naszej kompanji pozostało nas bardzo mało. W tak gorącym ogniu brat został śmiertelny strzał w piersi podskoczyłem do niego zobaczyłem, że został przestrzelony na wylot rozdarłem umundurowanie i zacząłem bandażowanie i zabandażowałem gdy chciałem się podnieść znad bandażującego to zobaczyłem dwa niemieckie bagnety przy moim ciele i tak skończyła się nasza i moja radość że już jesteśmy niedaleko od Polski. Wzięty do niewoli przebywałem wraz z innymi naszymi niewolnikami w miejscowościach Oszszy, Borysowie a później w niemieckich lagrach jenieckich w Altengauże na różnych pracach i w różnych miejscowościach. Po kapitulacji Niemiec zostałem oswobodzony przez armię amerykańską i zaraz powróciłem do kraju. Po powrocie do kraju pojechałem w rodzinne strony w zamiarze odwiedzin bo tam zostało dwóch braci już żonatych do 1938 roku niestety ich nie zastałem, obaj zginęli w bombardowaniu w 1939 roku. Tam trochę przebywałem u moich wujków i pod jesień 1945 roku tu przyjechałem na ziemie odzyskane i zająłem gospodarstwo pełnorolne bo to mnie zawsze pociągało. W 1946 roku założyłem rodzinę i do tej pory tu żyję i pracuję z czego jestem ja do tej pory zadowolony. Tu w Brodach w 1946 roku wstąpiłem do P.P.R i wielu innych organizacji społecznych za które wielokrotnie zostałem pochwalany i odznaczany, z czego również jestem dumny i zadowolony.

Brody 20-I-1980

Stanisław Pikuła

Pan Stanisław Pikułą był nam ostatnim znanym żyjącym weteranem II Wojny Światowej. Zmarł 20 maja 2015 roku.

lip 202018
 

Antoni Stawera

Kiedy kilka lat temu pierwszy raz czytaliśmy własnoręcznie napisany życiorys Antoniego Stawery po zdaniu A kiedy zaczęli banderowcy mordować naród Polski zostałem złapany w sierpniu 1943 roku w Ujściu i przez nich rozstrzelany, gdzie kula przeszyła mój prawy bok na wylot przeszły nas ciarki. Młodość i wojenne losy Pana Antoniego na pewno się nadaje na scenariusz filmu.

Urodziłem się dnia 11.07.1923 roku w Ujsciu pow. Kostopol Z.S.R.R. Pochodzę z rodziny chłopskiej. Gdy ukończyłem 7 lat zacząłem uczęszczać do Szkoły Powszechnej w Ujściu. Po ukończeniu 4 klasy mając 12 lat zostaję sierotą bez ojca i matki, pod opieką starszego brata do chwili ukończenia 16 lat. Z powodu bardzo ciężkich warunków życia zmuszony byłem iść do pracy do majątku Dziedzica. Pracowałem tam do wybuchu wojny w 1939 roku. Od 1940 do 1941 roku pracowałem w kołchozie w Ujściu, w 1941 roku po napadnięciu hitlerowców na Związek Radziecki Niemcy zagarnęli kołchoz w Ujściu i utworzyli majątek, gdzie zmuszony byłem pracować jako rolnik. W 1943 roku banderowcy zniszczyli majątek niemiecki, a ja pozostaję bez pracy i nadal żyję u brata. A kiedy zaczęli banderowcy mordować naród Polski zostałem złapany w sierpniu 1943 roku w Ujściu i przez nich rozstrzelany, gdzie kula przeszyła mój prawy bok na wylot. Ciężko ranny zostaję leczony przez sanitariusza. Po wyzwoleniu przez Armię Radziecką w 1944 roku od faszyzmu, zostaję powołany dnia 28 kwietnia 1944 roku na Wołyniu w szeregi Armii Radzieckiej w zapasny pułk 911 na Uralu w Gorod Mołotow. Po trzymiesięcznym przygotowaniu bojowym i przysiędze otrzymaliśmy rozkaz na front Finlandii. Po dwóch tygodniach nastąpiła kapitulacja, otrzymaliśmy rozkaz przejścia przez Pereszejek do Norwegii. W ciężkich bojach w Norwegii przeszedłem do Zalewu Murmańsk. Po wyzwoleniu Norwegii 1 Armia 1 Batalion 911 Pułk powrócił do Z.S.R.R. w Rybińsk, gdzie dalsze przechodziliśmy ćwiczenia bojowe, po których zostaliśmy wysłani na front zachodni na tereny Polski. W 1945 roku będąc na terenie Polski zachorowałem na żołądek i skierowany do mitsambatu polowego szpitala, gdzie po trzech tygodniach i wypisaniu zostałem przydzielony do dziewiętnastej brygady czołgów jako desant czołgowy I Frontu Białoruskiego i skierowany na pierwszą linię frontu, wyzwalając wsie i miasta doszedłem w ciężkich bojach do przedmieścia Berlina. Dnia 28 kwietnia 1945 roku kiedy nasze czołgi toczyły walki na przedmieściach Berlina zostałem ciężko ranny w prawą nogę w biodro i przewieziony do szpitala na tyły frontu i podjęto natychmiastową operację, a następnie przewieziony do szpitala Moskwa Sokolniki 1385. Po trzykrotnych operacjach i podleczeniu, zostałem skierowany na dalsze leczenie do szpitala w Jarosławiu i ponownie operowany. Po pewnym czasie zostaję przewieziony do szpitala w Rostowie Jarosławskiej Obłasti. Po dłuższym leczeniu i wypisaniu ze szpitala zostałem uznany przez komisję lekarską za inwalidę II grupy 75 procent niezdolny do pracy i skierowany na wyjazd do Polski. Po przyjeździe do Polski zostałem powołany na komisję w Ostrowie Wielkopolskim, gdzie komisja uznała jedynie 45 procent utraconego zdrowia, ponieważ nie chciałem się zgodzić odwołałem się do Poznania na komisję lekarską. Komisja w Poznaniu mało wzięła pod uwagę moją krzywdę i chorzenia przyznała mi 55 procent utracenia i zaliczyła do III grupy inwalidów. Mając trudne warunki życia więc 28 sierpnia 1946 roku zgłosiłem się do Urzędu Ziemskiego w Poznaniu, gdzie skierowano mnie do pow. Konin, miejscowość Borowiec Stary i przydzielono mi gospodarstwo rolne o powierzchni 12 ha. Na gospodarce pracować nie mogłem, gdyż rany stale się odnawiały. Więc zostałem przewieziony do szpitala w Koninie gdzie zostałem operowany. Po powrocie ze szpitala do domu po niedługim czasie zostałem ponownie zabrany do tego szpitala i poddany dwóm operacjom. Po jakimś czasie noga dalszy ciąg bolała a rany się odnawiały, więc skierowano mnie do szpitala w Poznaniu. Szpital Przemienienia Pańskiego, gdzie lekarze uznali ostomilitus kości i poddano dwóm operacjom. Po tych ciężkich operacjach i długim czasie leczenia wróciłem na tą samą gospodarkę. Ponieważ stan zdrowia mi jednak nie pozwalał pracować na roli a żona była z małym dzieckiem zmuszony byłem gospodarstwo zdać na Skarb Państwa i 7 X 1949 roku wyjechałem na Ziemie Zachodnie do miejscowości Brody pow. Sulechów. Urząd Ziemski w Krośnie Odrz. Przydzielił mi gospodarstwo rolne 3,50 ha. Z renty, która wynosiła  280 zł miesięcznie III grupy wyżyć nie mogłem, zmuszony byłem pracować w tej gospodarce, co przyczyniło się ponownie do otwarcia ran. W związku z tym zabrano mnie do szpitala  Krośnie Odrz. i ponownie operowany. Po powrocie ze szpitala i pogorszeniu zdrowia oddałem ziemię 1,015 ha przez notariusza w Zielonej Górze na Skarb Państwa. Po zagojeniu nogi choruję na żołądek i dostaję ataki nerek co stwierdzono przez lekarzy dwustronną kamicę nerek, a do tego wywiązały się inne choroby: serce, isjasz w nodze i zapalenie korzonków nerwowych. Na wymienione choroby leczę się przez parę lat w Ośrodku Zdrowia w Sulechowie a następnie w Brodach i w sanatoriach Sielanka w Kudowie, sanatorium Wojskowe w Ciechocinku, sanatorium Wacław Świeradów Zdrój i w tym roku znowu sanatorium Wojskowe w Ciechocinku.

Brody, dnia 20 XII 1974

mar 052017
 

Kurt Kupsch

Przedstawiamy krótką biografię Kurta Kupscha, który dzięki wielu swoim artykułom przybliżył nam historię naszych miejscowości.
Kurt Kupsch urodził się 11 kwietnia 1918 roku w Groß-Blumberg nad Odrą w domu numer 57 a obecnie zamieskałym przez Państwa Szarota. Został ochrzczony w ówczesnym Kościele Ewangelickim. Po nauce w szkole podstawowej pracował przez kilka lat w gospodarstwie zanim ukończył kurs żeglugi po Odrze, a następnie został zatrudniony jako marynarz w Śląskiej Dampferkompanie. W 1938 roku został powołany do służby w RAD. Po wybuchu II wojny światowej, od 1939 służył jako strzelec w lotnictwie aż w 1940 roku został zestrzelony w bombowcu nad Wielką Brytanię.
Po sześciu latach niewoli wrócił do pływania na barkach. Gdy jego statek cumował w 1949 roku na Küstenkanal w Esterwegen to Kurt Kupsch poszedł na festyn myśliwski do pobliskiego Neuvrees i wtedy poznał tam swoją przyszłą żonę Katharinę Brinkmann. W 1950 para pobrała się i zamieszkała w Friesoythe. Mał
żeństwu urodził się syn. Kurt Kupsch pływał dalej jako kapitan na barkach i transportował głównie rudę żelaza i węgiel z Rotterdamu do Zagłębia Ruhry i z powrotem. W 1963 roku zrezygnował z żeglugi i rozpoczął pracę w urzędzie gminy w Fiesoythe oraz dalej się kształcił w szkole zarządzania administracyjnego w Oldenburgu. Do czasu przejścia na emeryturę w 1981 roku Kurt Kupsch pracował w różnych działach administracji miasta, ale najdłużej w wydziale budownictwa.
W Friesoythe Kurt Kupsch zaangażował się także w kościele protestanckim, gdzie przez wiele lat jako wolontariusz działał w radzie parafialnej. Interesował się też swoim rodzinnym Groß-Blumberg. Napisał książkę o żegludze na Odrze, która wywołała wielkie zainteresowanie.
Po tym jak jego żona zmarła w 1998 roku, Kurt Kupsch spędzał emeryturę sam w Friesoythe. Jednak nuda nie była mu znana. Nawet mając 90 lat jeszcze regularne robił wycieczki po okolicy za kierownicą swojego samochodu. Zmarł w 2009 roku w wieku 91 lat pozostawiając po sobie bogata spuściznę historyczną części powiatu Crossen.

Adam

gru 202016
 

Pomorsko

Z okazji zbliżających się Świąt Bożego Narodzenia przedstawiamy po części anegdotyczne wspomnienia Richarda Schwulke z Pommerzig, które były opublikowane w czasopiśmie Crossener Heimatgrüße.

Konsekwencje nauczania dobrych manier: nauczyciel rolnictwa wylądował na ławce cmentarnej

W połowie grudnia jak zawsze znowu zanurzyłem się pamięcią do roku 1921 w krośnieńskiej szkole rolniczej. Ponieważ w tym czasie byłem podoficerem z I wojny światowej przechodziliśmy z kapitanem swego rodzaju dyskusje na temat ludzkiej przyzwoitości.

Do szkoły rolniczej uczęszczałem w zimie w latach 1920-21 i 1921-22. Każdy semestr miał dwie piękne uroczystości. Były nimi uroczystość Świąt Bożego Narodzenia w grudniu, gdy udawaliśmy się na urlop i na koniec semestru wielkie przyjęcie pożegnalne, na którym absolwentom śpiewaliśmy piękną piosenkę „Nun zu guter Letzt geben wir Dir jetzt auf die Wand’rung das Geleite” życząc wszystkiego dobrego. W 1921 roku musiałem jako najstarszy z semestru zorganizować wraz z nauczycielem rolnictwa Weningiem Wigilię. Pan Wening i dyrektor pracowali wtedy tylko i wyłącznie w szkole rolniczej. Obaj wychowawcy uczyli na zajęciach rolniczych. Innych przedmiotów, takich jak niemiecki, arytmetyka i historii uczyli nauczyciele z innych szkół w mieście powiatowym. Nauka miała miejsce oprócz sobót przed i po południu.
Na uroczystości uczniowie zapraszali oczywiście rodziców i rodzeństwo. Szczególnie chętnie widziane na uroczystości – jako tancerki – były siostry uczniów.
Młody nauczyciel rolnictwa oczywiście chciał zrobić coś szczególnie dobrze, w końcu to była także jego pierwsza praca. Na tydzień przed Wigilią zaczął uczyć nas przyzwoitości. Próbował nam wpoić, że nie możemy faworyzować w tańcu tylko jednej młodej damy i ostrzegł nas zdecydowanie przed nadmiernym spożywaniem alkoholu. Był młodszy od nas starszych uczniów, którzy przez kilka lat braliśmy udział w wojnie i myśleliśmy że da nam spokój w zakresie nauki przyzwoitości. Któryś z nas powiedział o tym swojemu ojcu, który był znany ze swoich „ostrych” czynów. On tez wymyślił pewien eksperyment, który chciał wykonać na młodym nauczycielu.

Wtedy w lokalu, Viktoriagarten, pijany nauczyciel Wening upadł prosto na kolana przy barze. Obok niego stał podobno dość trzeźwy uwodziciel, kapitan rezerwy Joske, który mieszkał na drodze do Deutsch-Sagar. Wiedząc, ze będzie ją potrzebował zaparkował swoja dorożkę przed lokalem. Dyrektora jeszcze nie było ale widziałem już wielu uczni i gości. Zapytałem pana Joske co się stało i powiedział mi, że nauczyciel prawdopodobnie nie toleruje alkoholu, bo rzadko pije tyle co on (Joske). Domyśliłem się, że wypił alkohol wraz z narkotykami. Dla mnie było jednak najważniejsze aby schować pijanego młodego nauczyciela z pola widzenia oczekiwanego dyrektora. Dlatego poleciłem kapitanowi w stanie spoczynku aby wsadził pana Weninga szybko do swojego wozu i zabrał go do swojego mieszkania na Münchenstraße. Chętnie się zgodził. Z dwoma innymi uczniami przyniosłem chorego do wozu, a były oficer zabrał go. Joske nie zgodził się na więcej osób, bo nie było miejsca. Po stosunkowo krótkim czasie ex-kapitan znów pojawił się w Viktoriagarten, a jego wóz był z powrotem. Przytrzymałem go i zauważyłem, że w żaden sposób nie mógł tak szybko z hamulcem lub nawet z hamulcem płozowym zjechać ze wzgórza w mieście potem przez pół miasta, a następnie z powrotem pod górę. Gdy zrozumiał, że wiem, że to nie możliwe, Joske szepnął mi do ucha, że zostawił młodego nauczyciela na cmentarzu na ławce. Tam wkrótce obudzi go zimno, a następnie znajdzie drogę do domu. Postawiliśmy sprawę jasno, że jeśli od razu nie pojedzie na cmentarz i zabierze nauczyciela Weninga do domu to go pobijemy. Nie miał wyboru i skapitulował. Z dwoma towarzyszami sprawiliśmy, że pacjent znalazł się w swoim łóżku. W ten sposób zakończyły się dla młodego nauczyciela lekcje przyzwoitości na ważnej imprezie. Wszyscy jednak milczeliśmy na temat tej sprawy. Wreszcie uczniowie przystąpili do uroczystości świątecznych w harmonii i radości.

Tłumaczenie Adam i Janusz

paź 302016
 

Stanisław Naosad

Stanisław Naosad

Po wojnie wrócił mój brat Czesław z robót przymusowych, gdzie dostał porządnie w kość i zaczął się dla mnie ciężki czas. Cała rodzina myślała, że brat osiedli się na wschodzie albo zachodzie Polski. Jednak on wrócił do rodzinnego domu. Powiedział, że woli jeść same kartofle niż niemiecką kiełbasę.
Brat był dużo większy ode mnie. Był wyższy i ważył 96 kg a ja mam zaledwie 161 cm wzrostu i ważyłem wtedy 72 kg. Brat mnie często bił mimo że byliśmy już dorośli. Ojciec sam się bał Czesława i nie mógł stanąć w mojej obronie. Do tego w domu była bieda, bo na piachach nic nie rosło. Praca była ciężka a jedzenie słabe więc skąd tu było wziąć siłę, żeby przeciwstawić się bratu.

Z tym moim wzrostem to chyba jakieś fatum. Już tutaj na zachodzie w Brodach miałem źrebaka 11-miesięcznego czyli taki jeszcze nie duży i taki już został. Więcej nie urósł. Chociaż kobyła była duża.

Dlatego postanowiłem zgłosić się do wojska na ochotnika, bo tak mnie nie chcieli wziąć nawet do wojska. Wreszcie w 1949 roku mogłem wyrwać się z domu od brata.
Na komisji poborowej zapytałem się porucznika czy potrzebują w wojsku takich małych kajtków jak ja i do tego z krzywymi nogami. A porucznik na to Naosad ale kąt dobrze trzymacie.
Trafiłem do szkółki pod Wrocław, gdzie poznałem dwóch kolegów, przez których się zakochałem i przyjechałem do Brodów. Byli to Kazik Łukowski i jego późniejszy szwagier Józek Pluto.
Służyliśmy w jednej jednostce, gdzie ja byłem kucharzem. W sumie było nas 3 kucharzy ale niekiedy tak przypadło, że sam musiałem gotować dla 1800 żołnierzy.
Dzięki ćwiczeniom w wojsku i porządnym jedzeniu przy wojskowym kotle nabrałem sił. Ważyłem wtedy 85 kg i czułem, że jestem naprawdę silny. Na zdjęciu z wojska widać jak kucharz wygląda.

Wracając do moich dwóch kolegów to Kazik Łukowski był wyższy ode mnie i sprawniejszy w gimnastyce. W naszej grupie Kazik zawsze prowadził zajęcia z gimnastyki albo czasami ja go zastępowałem. Z Kazikiem byliśmy obrotni i zawsze umieliśmy się ustawić w wojsku.
Raz z Kazikiem się posprzeczaliśmy. Kazik myślał, że jest większy ode mnie i mi przyłoży ale się nie dałem i to ja go położyłem „na deskach”. Później Kazik mówił, że był pijany i dlatego nie dał mi rady, ale dalej byliśmy kolegami.
Natomiast Józek Pluto nie był taki obrotny jak my. Zajęcia gimnastyczne nie wychodziły mu tak dobrze ale za to umiał kombinować.
Lubiłem służbę w wojsku. Ćwiczenia, musztrę i alarmy bojowe.
W wojsku lubiłem się wygłupiać. Jak trzeba było na alarm zbiegać z 3 piętra to na schodach spod moich podkutych butów aż iskry szły. Widział to wszystko kapitan Piotrowski i na apelu powiedział Naosad wystąp, ty już nie będziesz tak biegał szybko, bo się zabijesz na tych schodach. A ja naumyślnie tak biegłem, żeby aż ogień szedł spod butów.
Umiałem też dowodzić i nieraz na musztrze dowódca mówił
Naosad wystąp i dalej prowadź to bractwo, bo ja już na was patrzeć nie mogę, jak kozy chodzicie. Dalej ja prowadziłem musztrę. Później w wojsku proponowali mi, żebym został oficerem ale ja się zakochałem i ciągnęło mnie do Brodów.
Ze względu na mój wzrost zawsze szedłem w wojsku na końcu kolumny i Kazik z Józkiem postanowili znaleźć mi dziewczynę i zabrali mnie na przepustkę do Brodów.
Kazik chciał mnie wyswatać ze swoją starszą siostrą Stefą. Jednak była ona starsza ode mnie 5 lat i jakoś nie przypadliśmy sobie do gustu. W Brodach poznałem natomiast sąsiadkę Kazika Łukowskiego Anielę Ciborek i się wzajemnie w sobie zakochaliśmy. Aniela była piękną dziewczyną i podobała się też Kazikowi oraz innym chłopakom w tym prokuratorowi i dwóm lotnikom. Jednak Aniela wybrała mnie. Może koledzy mieli do mnie pretensje, że zabrałem im sprzed nosa fajną dziewczynę ale to była młodość. Później w dorosłym życiu dalej się kolegowałem z Kazikiem. Od 1950 roku zacząłem regularnie przyjeżdżać do Brodów na przepustki a po wojsku przeprowadziłem się na stałe i ożeniłem się z Anielą.

Po wojsku pojechałem także do domu rodzinnego i tam brat Czesiek chciał mnie znowu pobić ale tym razem się nie dałem i oddałem mu tak, że musieli go cucić.
Później ojciec zmarł jak miał 72 lata i wszyscy zjechaliśmy się do rodzinnego domu na pogrzeb. Rodzina żartowała, że ten z zachodu jest taki mały ale matka powiedziała, że jak przyłożył bratu to trzeba było go cucić. Brat ze wstydu chciał się schować pod stół a reszta rodziny już nie żartowała. Czesiek mówił, że to było jak dziećmi byliśmy ale ja miałem wtedy 21 a on 27 jak mu przyłożyłem, więc co to były za dziecinne lata.

Translate »